poniedziałek, 16 września 2024

Recenzja Barathrum „Überkill”

 

Barathrum

„Überkill”

Hammer of Hate Rec. 2024

Barathrum to kolejny zespół, z którym miałem dość długi rozbrat. Choć nie wiem, czy słowo „dość” jest tu na miejscu, biorąc pod uwagę, że ostatni album zespołu jaki dane mi było odsłuchać wyszedł niemal ćwierć wieku temu. Późniejsze wyrywkowo sprawdzałem, ale jednym uchem mi wlatywały, drugim wylatywały. Do „Überkill” postanowiłem jednak przysiąść na spokojnie. Co my tutaj zatem mamy… Czterdzieści minut rasowego black metalu w średnim tempie, do jakiego zespół zdążył wszystkich przez lata przyzwyczaić. Oczywiście o porównaniu, względem aranżacyjnym, do pierwszych, kultowych dziś płyt, nie ma w ogóle mowy, jednak trzeba przyznać, że po upływie trzech dekad Finowie nadal trzymają się nieźle. Co nie znaczy jednak, że ich współczesna twórczość nie pozbawiona jest wad. Zacznę może jednak od jasnych (Tfu! Ciemnych.) stron. Muzyka Barathrum nadal jest, przynajmniej umiarkowanie, surowa. Co najważniejsze, nie ma tutaj typowo fińskich melodyjek (no, może poza utworem tytułowym), na które tak bardzo lubi narzekać shub niggurath. Twórczość ta jest bardziej skierowana w stronę nieskandynawskich wzorców z lat dziewięćdziesiątych, ale o tym raczej każdy fan zespołu od dawna wie. Sporo na tej płycie marszowego tempa przy akompaniamencie miarowych, dość siermiężnych gitarowych riffów, stylistycznie podobnych do starego Mortuary Drape czy Varathron. Także wokale, ponadprzeciętnie twarde i jadowite, bardziej kojarzyć mogą się z południem Europy, niż skutą lodem Norwegią. Tyczy się to także brzmienia gitar oraz charakterystycznej rytmiki. No i właśnie o tą rytmikę mi tu chodzi, jeśli bierzemy pod lupę mankamenty „Überkill”. Chwilami zdaje mi się, że krążek ten jest nieco monotonny, a kiedy tempo już przyspieszy (choćby w „Denial of God”), to wkracza w rejony niemal taneczne, jakoś ni w ząb nie pasujące mi do mrocznego oblicza zespołu. Odrobinę zaburza mi to odbiór tego materiału jako całości. Podobnie jak nieco zbyt smutna doommetalowa solówka w „Dark Sorceries”. Nie mniej jednak dziesiąty album Barathrum na pewno stanowi jakąś wartość dodaną, i jeśli ktoś kroczył u boku zespołu przez te wszystkie pominięte przeze mnie lata, pewnikiem i tym razem będzie usatysfakcjonowany. Ja posłuchałem kilka razy i odkładam na bok, pozostając w świadomości, że najlepsze co mogli, chłopaki nagrali dawno temu, a obecnie trzymają się bezpiecznego środka, nie wychylając łba zbyt mocno na powierzchnię. Solidna druga linia.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz