Abramelin
„Sins of the Father”
Hammerheart Rec. 2024
No dobra, przed chwilą był Barathrum, to mam jeszcze
jeden powrót po latach. Oczywiście mój powrót do znanej mi wcześniej nazwy, a
nie powrót zespołu z grobu, bo Abramelin na scenę wrócił już dobre osiem wiosen
temu i nawet nagrał w międzyczasie trzecią płytę. Cóż, jako iż dotychczas znam
tylko „jedynkę”, tym chętniej postanowiłem sprawdzić, czy po trzydziestu latach
Australijczycy brzydko się zestarzeli, czy może jednak nadal trzymają fason. Po
kilku rundkach z „Sins of the Fatehr” powiem krótko: mimo niewielkich wad, nowe
dziecko Abramelin to naprawdę wyśmienita płyta. I może od tych wad zacznę. Jest
nią, w mojej opinii, banalna i chujowa okładka, taka trochę w styli AI.
Ponadto, choć naprawdę nie w jakimś kosmicznym stopniu, zbyt czysta produkcja
albumu. Aż się prosi, by ktoś przyszedł i wrzucił do tego kotła łopatę cementu
i wiaderko piasku. Wówczas te dziesięć kompozycji nabrałyby jeszcze większego
pierdolnięcia. A pierdolnięcie i tak mają spore. „Sins of the Father” to
staroszkolny death metal zagrany z werwą młodzieniaszków. Bardzo dużo na tej
płycie ostrej galopady, ale bynajmniej nie na oślep. Panowie doskonale wiedzą,
że przy ciągłym pędzie każdy koń się w końcu zmęczy, stąd też wplatają w swoje
kompozycje chwilowe zwolnienia czy krótkie solówki. Napięcie jednak praktycznie
nie spada, gdyż nawet podczas wciskania hamulca, stopy perkusisty zazwyczaj
pracują na najwyższych obrotach. Australijska maszyna pracuje bardzo
intensywnie od początku do końca sypiąc urywającymi dupę akordami na prawo i
lewo. Każdy ze składających się na „Grzechy Ojca” numerów to mały huragan. Niby
Abramelin nie odkrywają zaginionych lądów, jednak ich najnowszy album zagrany
jest z totalną pasją i takim wkurwem, że aż się chce komuś przypierdolić.
Dodatkowo wspomnieć trzeba o wokalu. Simon Dower wyrzyguje z siebie chyba
przedwczorajszy obiad, i to z taką pasją, że przez otwarte usta widać nawet
kawałek okrężnicy. Bez dwóch zdań, Abramelin nagrali kawał urywającego łeb
death metalu, co najważniejsze, opartego na riffach(!), nawet jeśli nie
przebijającego debiut, to na pewno mu dorównującego. Niezły wpierdol!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz