środa, 18 września 2024

Recenzja Abramelin „Sins of the Father”

 

Abramelin

„Sins of the Father”

Hammerheart Rec. 2024

No dobra, przed chwilą był Barathrum, to mam jeszcze jeden powrót po latach. Oczywiście mój powrót do znanej mi wcześniej nazwy, a nie powrót zespołu z grobu, bo Abramelin na scenę wrócił już dobre osiem wiosen temu i nawet nagrał w międzyczasie trzecią płytę. Cóż, jako iż dotychczas znam tylko „jedynkę”, tym chętniej postanowiłem sprawdzić, czy po trzydziestu latach Australijczycy brzydko się zestarzeli, czy może jednak nadal trzymają fason. Po kilku rundkach z „Sins of the Fatehr” powiem krótko: mimo niewielkich wad, nowe dziecko Abramelin to naprawdę wyśmienita płyta. I może od tych wad zacznę. Jest nią, w mojej opinii, banalna i chujowa okładka, taka trochę w styli AI. Ponadto, choć naprawdę nie w jakimś kosmicznym stopniu, zbyt czysta produkcja albumu. Aż się prosi, by ktoś przyszedł i wrzucił do tego kotła łopatę cementu i wiaderko piasku. Wówczas te dziesięć kompozycji nabrałyby jeszcze większego pierdolnięcia. A pierdolnięcie i tak mają spore. „Sins of the Father” to staroszkolny death metal zagrany z werwą młodzieniaszków. Bardzo dużo na tej płycie ostrej galopady, ale bynajmniej nie na oślep. Panowie doskonale wiedzą, że przy ciągłym pędzie każdy koń się w końcu zmęczy, stąd też wplatają w swoje kompozycje chwilowe zwolnienia czy krótkie solówki. Napięcie jednak praktycznie nie spada, gdyż nawet podczas wciskania hamulca, stopy perkusisty zazwyczaj pracują na najwyższych obrotach. Australijska maszyna pracuje bardzo intensywnie od początku do końca sypiąc urywającymi dupę akordami na prawo i lewo. Każdy ze składających się na „Grzechy Ojca” numerów to mały huragan. Niby Abramelin nie odkrywają zaginionych lądów, jednak ich najnowszy album zagrany jest z totalną pasją i takim wkurwem, że aż się chce komuś przypierdolić. Dodatkowo wspomnieć trzeba o wokalu. Simon Dower wyrzyguje z siebie chyba przedwczorajszy obiad, i to z taką pasją, że przez otwarte usta widać nawet kawałek okrężnicy. Bez dwóch zdań, Abramelin nagrali kawał urywającego łeb death metalu, co najważniejsze, opartego na riffach(!), nawet jeśli nie przebijającego debiut, to na pewno mu dorównującego. Niezły wpierdol!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz