sobota, 28 września 2024

Recenzja Decompose To Ashes “Pod Plamenu Severu”

 

Decompose To Ashes

“Pod Plamenu Severu”

Necroeucharist Prod. 2024

 


Nie lubię reklamować zespołu, zwłaszcza nowego na scenie, rzucając nazwiskami, ale w tym przypadku się nie da, bowiem skład tego czeskiego ansamblu stanowi  pewnego rodzaju ciekawostkę. Otóż możemy zauważyć w nim takie persony jak Silenthell (odpowiedzialny za partie kotłów na wczesnych albumach Master’s Hammer) oraz Honza Kapak (między innymi perkusista / gitarzysta tegoż, w okresie poreaktywacyjnym). W Decompose To Ashes panowie, przy udziale dwóch innych grajków, serwują nam nieco ponad pół godziny black metalu pomysłu własnego. Albo w zasadzie interpretację odłamu północnego z lat dziewięćdziesiątych. Nowatorstwa w tym graniu bowiem niewiele, ale akurat do takiego stanu rzeczy  każdy z nas zdążył się już chyba przyzwyczaić. Ciężko bowiem wymyślać proch na nowo gdy wszystko w temacie zostało już powiedziane. Nikt jednak nikomu nie zabroni tego prochu używać do robienia hałasu, prawda? „Pod Plamenu Severu” to siedem utworów, plus dwa instrumentalne oplatacze. Utworów utrzymanych przeważnie w szybkim tempie, okraszonych kapką klawiszy, opartych na charakterystycznym norweskim riffowaniu, najbardziej kojarzącym się chyba z wczesnym Emperor. Kompozycje Czechów mają podobnie niską temperaturę, podtrzymywaną umiejętnie przez wspomniane syntezatory. Sama struktura muzyczna jest tu dość prosta, oparta na mamiących nienachalną melodią  tremolo, często zapętlonych i budujących mroźną aurę. Brzmienie gitar chwilami bardzo mocno przypomina ścieżki z „In the Nightside Eclipse” wspomnianych klasyków, podobnie jak wokalne skrzeki, chwilami charakterystycznie zaciągane. Momentów spokojniejszych tu jak na lekarstwo, tu cały czas atakuje śnieżna zamieć. Jedynym azylem staje się tutaj interludium w postaci „Narek Nevinnych”, oraz wspomniane wcześniej intro / outro. Natomiast partie kotłów pojawiają się na tym krążku w ilościach bardzo oszczędnych, i są w zasadzie małym dodatkiem a nie instrumentem podstawowym. Można zatem powiedzieć, że w ogólnym rozrachunku „Pod Plamenu Severu” to taki hołd dla złotej ery gatunku. Może nie jest to materiał przełomowy czy wybitny, ale na tyle dobry, że warto się nad nim przez chwilę pochylić. Zapewne niejednemu nagrania te wejdą leciutko, niczym nóż w masełko. I wcale się nie będę temu, dziwił, bo to dobry kawałek staroszkolnej muzy.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz