czwartek, 12 września 2024

Recenzja Pyrrhon „Exhaust”

 

Pyrrhon

„Exhaust”

Willowtip Records (2024)

 


Korzystaliście kiedyś z maty akupresurowej? To taki materacyk z kolcami, na którym kładziesz się jak fakir, ma początku wszystko Cię boli, wkurwia i Ci przeszkadza, a po wyznaczonym czasie schodzisz i czujesz się zaskakująco odprężony i usatysfakcjonowany. Podobnie jest w przypadku „Exhaust”, najnowszej, piątej już płyty brooklynskiego kwartetu. I muszę powiedzieć od razu, że jest to efekt „wow” jakiego się nie podziewałem. Do tej pory Pyrrhon pykał ten swój mathcore podbarwiany death metalem w sposób taki, że budził on bardziej mój podziw i szacunek niż de facto mi się podobał. Tym razem jest inaczej, gdyż muzyka Pyrrhon nabrał bardziej ludzkiego rumieńca, ale zarazem poszła w jeszcze bardziej nieludzką, muzyczna abstrakcję. Pewnie, w swoim core nadal jest to mathcore, w którym usłyszymy echa bardzo wczesnego Mastodon, Lethargy, Crowpath czy nawet Ion Dissonance, ale tym razem otwarto kilka innych furtek i odważnie sprawdzono co się za nimi kryje. Są więc wyraźne echa późnego Atheist, jest dawka post rocka, są zręby slamu, jest awangarda w stylu modnego ostatnimi laty Imperial Triumphant. A wszystko jest tu całkiem zgrabnie pozlepiane i nie rozchodzi się w szwach. „Exhaust” jest nieustanną nawałnicą dźwięków, kalejdoskopem, który co kilka sekund się obraca przestawiając słuchaczowi nowy kolaż dźwięków. Zważywszy, że cały krążek trwa 38 minut śmiem twierdzić, że jest to czas, w którym nasz mózg nie wykaże znamion przemęczenia w obcowaniu z taką misterną konstrukcją dźwiękową. Nieco metaliczna, klaustrofobiczna produkcja Colina Marstona doskonale pasuje do tego typu grania i nie inaczej jest tutaj. Pewnie, nie jest to muzyka dla każdego, nie jest to coś do słuchania w tle, nie jest to granie, do którego się będzie wracało zbyt często. Ale jest to doświadczenie fascynujące, bogate, w którym jest dużo do odkrycia i posmakowania. Dla muzycznych matematyków i formalistów jest to pozycja obowiązkowa. Dla pozostałych niekoniecznie, ale uważam, że warto przesłuchać „Exhaust”, bo jest tu po prostu cholernie tęgo pograne i dzieje się tu dużo dużo dobrego.

  Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz