sobota, 14 września 2024

Recenzja / A review of Omegavortex „Paranormal Violence”

 

- FOR ENGLISG SCROLL DOWN -


Omegavortex

„Paranormal Violence”

Ancient Spirit Terror 2024

Tym maniakom, którym ciśnienie już skoczyło, od razu oznajmiam, że nie jest to  jeszcze nowy album Omegavortex. Aczkolwiek, przynajmniej dla mnie, rzecz jeszcze bardziej zajebista. Mógłbym tu w tym momencie pisać referaty, jak to kiedyś, w czasach zamierzchłych, słuchało się nagrań z piwnicy, garażu czy innego kanału ściekowego, i człowiek był szczęśliwy niczym świnia w gównie, bo dostawał po ryju totalnym prymitywizmem, a takowy kochał ponad flaszkę wódki. Dziś wszystko jest ugrzecznione, wymuskane, wypolerowane niczym pała po serwisie u Sashy Grey. Istnieją jednak zespoły, które generalnie w chuju mają nowomowę, i nie dość, że napierdajalą muzykę do bólu bestialską, to jeszcze są w stanie zaserwować swoje nagrania w totalnie surowej, niezmasterowanej, kompletnie nieobrobionej wersji. Coś na zasadzie dawno już zapomnianych reh’ów. Omegavortex, obok Concrete Winds, to obecnie najbardziej wściekły, bezkompromisowy przedstawiciel sceny deathmetalowej. Zespół, który nie bawi się w półśrodki, czerpie głęboko z klasyki gatunku, a płynące z lat dziewięćdziesiątych inspiracje przekuwa w własny, niepowtarzalny i rozpoznawalny styl. Jeśli kiedyś, pod koniec lat osiemdziesiątych, moim wyznacznikiem ekstremy były takie składy jak Napalm Death czy Repulsion, to dziś ich odpowiednikiem jest właśnie Omegavortex. To, co ci ludzie wyczyniają z instrumentami, to jest jakiś kosmos. Zero litości, zero kompromisu, jedynie czysty muzyczny wkurw. „Paranormal Violence” to sześć kawałków, które zwiastują trzeci album niemieckiej załogi (plus materiał ze splitu z Pious Levus jako bonus). Sześć numerów będących kontynuacją muzycznej anihilacji, jedynej właściwej drogi wybranej przez tych zwyrodnialców na samym początku istnienia zespołu. Materiał ten wydany został w formie nie mniej prymitywnej i staroszkolnej niż sama muzyka. Rzeczone demo ukazało się nakładem Ancient Spirit Terror w nakładzie stu pięćdziesięciu kaset robionych metodą chałupniczą, czyli ksero i bardzo oszczędna zawartość. Dla mnie to perełka w kolekcji, bo takie wydania dziś  należą do rzadkości. Wszystkim, którzy ten odłamek chaosu także chcieliby postawić u siebie na półce zalecam pośpiech w zakupie, bo za jakiś czas może się okazać, że zaspaliście. I będzie, kurwa, płacz…

- jesusatan

 

 

Omegavortex

‘Paranormal Violence’

Ancient Spirit Terror 2024

 

For those geeks whose blood pressure has already jumped, let me announce straight away that this is not yet the new Omegavortex album. Still, at least for me, an even more awesome thing. I could go on and on telling how, back in the old days, you listened to recordings from a basement, a garage or some other sewer and you were happy as a pig in shit, because you got blown away by total primitivism, which you loved more than a bottle of vodka. Nowadays, the music production is clean and polished like after a service at Sasha Grey’s. There are, however, bands who generally don't give a fuck about newspeak, and not only smash with their music to the point of painful beastliness, but they are also able to serve their recordings in a tottaly raw, unmastered, completely unprocessed version. Something in vein of long-forgotten rehearsal releases. Omegavortex, next to Concrete Winds, is currently the most furious, uncompromising representative of the death metal scene. A band that doesn't play with half-measures, draws deeply from the classics of the genre, and transforms the inspiration flowing from the nineties into their own unique and recognisable style. If once upon a time, at the end of the 1980s, my benchmark of extremism was bands like Napalm Death or Repulsion, then today their equivalent is Omegavortex. What these guys do with their instruments is a fucking cosmos. No mercy, no compromise, just pure musical fury. ‘Paranormal Violence’ is the six tracks that herald the German crew's third album (plus the material from the split with Pious Levus as a bonus). Six songs that are a continuation of musical annihilation, the only right path chosen by these degenerates at the very beginning of the band's existence. This material was presented in a form no less primitive and old-school than the music itself. The demo in question was released by Ancient Spirit Terror in an edition of one hundred and fifty cassettes made using the cottage industry method, i.e. photocopying and very economical content. For me it is a gem in the collection, as such releases are rare today. To all of you who would also like to have this piece of chaos on your shelf, I recommend that you hurry up the purchase, because in a while you may find that you have overslept. And then you will fucking cry....

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz