„Eternity Of Desolate
Winter”
Werewolf
Promotion 2024
Nie
ukrywam, że przy pierwszym odsłuchu wydanej pod skrzydłami Werewolf Promotion w
ostatnich dniach lutego Anno Bastardi 2024 „Eternity Of Desolate Winter” nie
wszystkie kropki chciały mi się ze sobą połączyć, i to bynajmniej nie dlatego,
że to kulawy materiał. Prawdopodobnie stało się tak dlatego, że za ów krążek zabrałem
się dopiero pod koniec lipca. Jakże więc mogły do siebie pasować te klocki? Na
zewnątrz prawie 35° w cieniu, a panowie w swej muzyce gloryfikują zimę i prawią
o mrozie, zamarzniętych oceanach i zaśnieżonych drzewach. Aby docenić te
dźwięki i w pełni się nimi cieszyć, konsumpcję tego albumu trzeba było zatem
przełożyć do godzin nocnych. No i bliżej północy, to jak się zapewne domyślacie
była już zupełnie inna bajka, a jedynka Isceald ukazała całe swoje piękno. Tak
więc „Wieczność…” to prawie 50 minut surowego, lodowatego, wysoce
mizantropijnego Black Metalu, który wszystkim purystom Diabelskiego grania
niezaprzeczalnie przypadnie do gustu. Dominantą tej muzyki jest jej prostota
oraz obezwładniający klimat. Wiadomo nie od dziś, że w prostocie siła. Beczki
napierdalają więc siarczyście i nie bawią się w żadne zawiłości, podobnie
zresztą, jak i wiosła, które mroźnym ściegiem bezlitosnych riffów wyszywają
jadowite, dźwiękowe gobeliny. Całość
natomiast spina niejako razem demoniczny, ponury, złowieszczy scream, a
obezwładniający, tchnący morderczym zimnem feeling zapewniają tej produkcji ambientowe
pływy i nasycone klasyczną, lodowatą ciemnością otchłani piekieł linie parapetu.
„Eternity Of Desolate Winter” potwierdza po raz n-ty, że Polak jak chce, to
potrafi i że nasza scena Czarciego graniana tę chwilę nie ma sobie równych.
Jedynka stołecznego duetu to zaprawdę bardzo dobry materiał, który zyskuje na
atrakcyjności i mocy, gdy poznaje się go w odpowiednich okolicznościach, oczym
wspominałem już na początku tego wypracowania. Na zakończenie (wszak każde
wypracowanie powinno je mieć) powiem więc jeszcze, że choć nikt na nowo prochu
tu nie wymyśla, ni kijem zamarzniętej Wisły zawracać nie zamierza, to jednak nadzwyczaj
pozytywne wrażenie wywarła na mnie ta płytka. Z ciekawością będę więc oczekiwał
na drugi, duży album Isceald. Dla maniakalnych wyznawców tradycyjnie
zorientowanej, klimatycznej rogacizny zakup obowiązkowy, zresztą tego chyba
dodawać nie musiałem?
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz