piątek, 6 września 2024

Recenzja ISCEALD „Eternity Of Desolate Winter”

 

ISCEALD

„Eternity Of Desolate Winter”

Werewolf Promotion 2024

 


Nie ukrywam, że przy pierwszym odsłuchu wydanej pod skrzydłami Werewolf Promotion w ostatnich dniach lutego Anno Bastardi 2024 „Eternity Of Desolate Winter” nie wszystkie kropki chciały mi się ze sobą połączyć, i to bynajmniej nie dlatego, że to kulawy materiał. Prawdopodobnie stało się tak dlatego, że za ów krążek zabrałem się dopiero pod koniec lipca. Jakże więc mogły do siebie pasować te klocki? Na zewnątrz prawie 35° w cieniu, a panowie w swej muzyce gloryfikują zimę i prawią o mrozie, zamarzniętych oceanach i zaśnieżonych drzewach. Aby docenić te dźwięki i w pełni się nimi cieszyć, konsumpcję tego albumu trzeba było zatem przełożyć do godzin nocnych. No i bliżej północy, to jak się zapewne domyślacie była już zupełnie inna bajka, a jedynka Isceald ukazała całe swoje piękno. Tak więc „Wieczność…” to prawie 50 minut surowego, lodowatego, wysoce mizantropijnego Black Metalu, który wszystkim purystom Diabelskiego grania niezaprzeczalnie przypadnie do gustu. Dominantą tej muzyki jest jej prostota oraz obezwładniający klimat. Wiadomo nie od dziś, że w prostocie siła. Beczki napierdalają więc siarczyście i nie bawią się w żadne zawiłości, podobnie zresztą, jak i wiosła, które mroźnym ściegiem bezlitosnych riffów wyszywają jadowite, dźwiękowe  gobeliny. Całość natomiast spina niejako razem demoniczny, ponury, złowieszczy scream, a obezwładniający, tchnący morderczym zimnem feeling zapewniają tej produkcji ambientowe pływy i nasycone klasyczną, lodowatą ciemnością otchłani piekieł linie parapetu. „Eternity Of Desolate Winter” potwierdza po raz n-ty, że Polak jak chce, to potrafi i że nasza scena Czarciego graniana tę chwilę nie ma sobie równych. Jedynka stołecznego duetu to zaprawdę bardzo dobry materiał, który zyskuje na atrakcyjności i mocy, gdy poznaje się go w odpowiednich okolicznościach, oczym wspominałem już na początku tego wypracowania. Na zakończenie (wszak każde wypracowanie powinno je mieć) powiem więc jeszcze, że choć nikt na nowo prochu tu nie wymyśla, ni kijem zamarzniętej Wisły zawracać nie zamierza, to jednak nadzwyczaj pozytywne wrażenie wywarła na mnie ta płytka. Z ciekawością będę więc oczekiwał na drugi, duży album Isceald. Dla maniakalnych wyznawców tradycyjnie zorientowanej, klimatycznej rogacizny zakup obowiązkowy, zresztą tego chyba dodawać nie musiałem?

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz