piątek, 13 września 2024

Recenzja Odium Humani Generis „Międzyczas”

 

Odium Humani Generis

„Międzyczas”

Malignant Voices 2024

Nie wiem jak to się stało, że Odium Humani Generis nie gościł jeszcze na łamach Apocalyptic Rites. A nie, dobra, wiem. Dotychczasowe nagrania zespołu wydawane były w wytwórniach, które naszych chłopaków traktowały najwyraźniej po macoszemu i promocji szczędziły. Nic zatem dziwnego, że Łodzianie ostatecznie trafili pod skrzydła Malignant Voices, labelu nie dużego, ale poważnie podchodzącego do sprawy. A w Przypadku Odium Humani Generis takowe jest jak najbardziej pożądane. „Międzyczas” to kolejny przystanek na ścieżce, którą zespół wyznaczył sobie niemal dekadę temu. Kolejny krok konsekwentnego rozwoju twórczości, którą najogólniej nazwać można melodyjnym black metalem. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że chwytliwych, wpadających w ucho już od pierwszego odsłuchu patentów tutaj nie brak. Nie są to bynajmniej słodkie nutki, a wyjątkowo głębokie i melancholijne. Można powiedzieć, że niekiedy nawet wyjątkowo smutne i nostalgiczne, zwłaszcza w wolniejszych fragmentach, jak choćby pod koniec utworu „Popłoch”. Z drugiej strony nie brak tutaj momentów żwawszych, czasem opartych na d-beacie, niezwykle porywających i… tanecznych. „Międzyczas” to siedem niezwykle spójnych i trzymających równy (cholernie wysoki) poziom kompozytorski. Nie znajdziecie tutaj nawet najmniejszego, niepotrzebnego przerywnika. Melodie płynnie przeplatają się i zmieniają, co chwilę zaskakując swoją kolorystyką. Albo może powinienem napisać „swoimi odcieniami’, gdyż album ten zdecydowanie namalować można by jedynie w barwach szaro – niebieskich. Mógłbym pokusić się tutaj o kilka porównań, jednak najważniejszym, być może ze względu na polskojęzyczne wokale, zdaje się być Furia. Zwłaszcza ta z wcześniejszego okresu. Zresztą podobnie jak Ślązacy, Odium Humani Generis potrafią wprowadzać do swoich kompozycji elementy nieoczywiste, czasem wychodzące poza sztywne ramy klasycznego black metalu. Również wspomniane już melodie, budowane są tutaj jakby w podobny sposób, i równie mocno wkręcają się w głowę. Muszę przyznać, że „Międzyczas” to dotychczas najdojrzalszy, najbardziej wciągający i najciekawszy materiał z łódzkiego obozu. Materiał krytycznie infekujący i zniewalający. Gwarantuję, że jeśli zostaniecie z tym albumem sam na sam, to stracicie rachubę czasu, albo czas straci dla was znaczenie. Kurewsko dobry materiał!

- jesusatan

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem, że płytke wysłałali 3 tygodnie przed premierą to trzeba koniecznie pochwalić, ale żeby aż tak jaja lizać żeby uszy sobie zatykac? Bądźmy poważni;)
    Ciekawsze riffy wymyślają nastolatkowie, wiele przejść w kompozycjach jest kompletnie z dupy jakby nie mieli pomysłu na dalszy ciąg utworu i próbowali zacząć go od nowa. Już w 7 minucie albumu wlatuje pierwszy niespójny kompozycyjnie motyw, jakby biedni usiedli i nie wiedzieli co począć z kompozycja.. Nie jest to ni chuja dojrzałe ani płynne. Struktura utworów też na maksa przewidywalna, prosta do bólu, tak samo jak melodie.
    Jedyne co ratuje album to produkcja, na post-blackową modłe, która trafia do ludzi twojego pokroju bo może powodować nawet w słabym materiale pozory taniego profesjonalizmu

    OdpowiedzUsuń