sobota, 28 września 2024

Recenzja Deamonolith “The Monolithic Cult of Death”

 

Deamonolith

“The Monolithic Cult of Death”

Godz ov War / Ancient Dead 2024

Swojego czasu miałem straszną fazę na opowieść o Ziltoidzie, autorstwa Devina Townsenda. Słuchałem „Dark Matters” na okrągło przez kilka tygodni, może nawet miesięcy. Podobał mi się koncept tamtego albumu oraz sposób grania emocjami i nastrojem. Wspominam o tym tylko dlatego, że „The Monolithic Cult of Death” bardzo mi się z owym wydawnictwem skojarzył. Nie, bynajmniej nie muzycznie, lecz właśnie pod względem sposobu opowiadania pewnej historii i dokumentowania jej podkładem muzycznym. W przypadku Daemonolith rzecz traktuje o pewnej sekcie, która w sytuacji zagrożenia ludzkiej egzystencji pragnie przyspieszyć nadejście zbawiciela. Natomiast czysto muzycznie mamy tutaj niezły rollercoaster. Wszystko osadzone jest bardzo mocno w standardach deathmetalowych. Słychać, że panowie (zresztą żadni nowicjusze, w końcu zespół powstał na gruzach Gortal) silnie inspirują się sceną amerykańską z lat jej największej świetności. Da się tu zatem wychwycić sporo klasycznych rozwiązań, choćby w stylu Morbid Angel z okolicy „Gateways to Annihilation”, choć nie do końca chodzi mi o samą strukturę kompozycji, gdyż ta wymyka się powszechnym standardom, lecz ten duszny, bagienny klimat. Jak wspomniałem, album ten to opowieść. A że nie jest ona monotonna, to i w sferze wokalno instrumentalnej dzieje się wiele. Poza naprawdę brutalnym growlem mamy tu chóralne zaśpiewy w tle, jakieś niby-mamrotanie, harczenie i fragmenty żeńskie, a wszystko to w zależności od rozwoju akcji. Sam utwór, bo nie wspomniałem jeszcze, że „The Monolithic Cult of Death” to jedna, ponad półgodzinna ścieżka, wije się niczym górski strumyk, serwując częste przejścia i zmiany melodii, gwałtowne przyspieszenia do tempa prawie że grindowego, masywne zwolnienia a także swojego rodzaju akustyczne interludium. Jakby tego było mało, to w kilku partiach pojawia się także saksofon, zdecydowanie „udziwniający” muzykę Daemonolith. Nie ma w tym wszystkim zbytnio zapamiętywanych fragmentów, a na pewno nie takich do ponucenia. Wynika to bezsprzecznie z faktu, iż „The Monolithic Cult of Death” nie jest materiałem prostym. Przy pierwszym podejściu może wręcz odrzucać (sam zresztą po jednym okrążeniu chciałem to cisnąć w kąt), ale jeśli damy mu więcej czasu, to zaczyna jakby głośniej „gadać po ludzku”. A doskonale wiemy, że najczęściej nagrania, przez które trzeba się cierpliwie przegryzać, pozostają z nami na dłużej. Panowie z Daemonolith na pewno nagrali coś wyjątkowego, oryginalnego i niebywale dojrzałego. Muzykę dla słuchacza o wyższym poziomie cierpliwości, jednocześnie znużonego oczywistością. Jestem ogromnie ciekaw, czy przejdzie ona niezauważona / niezrozumiana, czy może zyska jednak atencję, na jaką zasługuje. Ja od dziś jestem fanem, mimo iż chłopaki mają tylko jedną piosenkę.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz