środa, 18 września 2024

Recenzja Invernoir „Aimin’ for Oblivion”

 

Invernoir

„Aimin’ for Oblivion”

code666 2024

Jakby ktoś nie wiedział, to Invernoir jest włoską kapelą, która w swej muzyce łączy gotyk, doom i death metal. Ich druga, chmurna płyta pojawi się na półkach w odpowiednim momencie, ponieważ stanie się to 27 września, czyli panować będzie już jesień, a wydźwięk „Aimin’ for Oblivion” doskonale pasuje do tej pory roku. W wielkim skrócie twórczość tej czwórki Rzymian można określić jako kolaż złożony z połączenia My Dying Bride i późniejszej Katatonia. Mamy więc tutaj do czynienia z fuzją (jeżeli chodzi o takie granie) szkoły brytyjskiej i skandynawskiej. Przeplatają się one przez cały czas trwania tego albumu, częstując słuchacza na przemian ciężkimi, doomowymi riffami i melodyjnymi, dość romantycznymi akordami. Podobnie sprawy się mają z wokalami, które są zróżnicowane i składają się z gęstych growli, ckliwych i chwytliwych śpiewów, ale jeden z bardów potrafi również wrzasnąć przeraźliwie na podobę black metalowych wykonawców. Cóż, ten nutowy i wokalny bipolaryzm skutkuje przytłaczającą i depresyjną muzą, która maluje mroczne i czułostkowe krajobrazy, czarując i przygnębiając z artyzmem, gdyż Invernoir w tutejsze aranże wplata również sporo solówek, interesujących, wysokotonowych zagrywek no i oczywiście całość okrywa aksamitną, syntezatorową otuliną. Nastrojowość tego wydawnictwa dodatkowo podbijają zagrane na czystych strunach rozbiegówki bądź zakończenia wybranych numerów, wprowadzając iście jesienną atmosferę. O ile fani tego gatunku zapewne będą zachwyceni „Aimin’ for Oblivion”, o tyle ja raczej się zdystansuje. Mój romans z gotyckim death metalem już dawno się zakończył i obecnie ta muzyka do mnie zupełnie nie trafia. Od czasów pojawienia się tej formy metalu i ówczesnych brygad, które zainicjowały ten trend minęło sporo czasu i mocno się on zużył. Zresztą z mojego punktu widzenia stało się to dość szybko, a dzisiejsze zespoły, rzeźbiące w tym materiale nawet nametr nie zbliżają się swą siłą wyrazu do tych z lat dziewięćdziesiątych. Brakuje im mocy i tej charakterystycznej gęstości, która w połączeniu ze szczególną melodyką nie tylko niosła urokliwe fluidy, ale również dawała niesamowitego kopa. Tak też odbieram Invernoir, który co prawda poprawnie skomponował „Aimin’ for Oblivion”, ale nie posiada on tej niepowtarzalnej energii, a zestawienie ze sobą nurtu brytyjskiego ze skandynawskim uważam za totalnie niezrozumiałe. Tylko dla entuzjastów.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz