Invernoir
„Aimin’
for Oblivion”
code666 2024
Jakby
ktoś nie wiedział, to Invernoir jest włoską kapelą, która w swej muzyce łączy
gotyk, doom i death metal. Ich druga, chmurna płyta pojawi się na półkach w
odpowiednim momencie, ponieważ stanie się to 27 września, czyli panować będzie
już jesień, a wydźwięk „Aimin’ for Oblivion” doskonale pasuje do tej pory roku.
W wielkim skrócie twórczość tej czwórki Rzymian można określić jako kolaż
złożony z połączenia My Dying Bride i późniejszej Katatonia. Mamy więc tutaj do
czynienia z fuzją (jeżeli chodzi o takie granie) szkoły brytyjskiej i
skandynawskiej. Przeplatają się one przez cały czas trwania tego albumu, częstując
słuchacza na przemian ciężkimi, doomowymi riffami i melodyjnymi, dość
romantycznymi akordami. Podobnie sprawy się mają z wokalami, które są
zróżnicowane i składają się z gęstych growli, ckliwych i chwytliwych śpiewów,
ale jeden z bardów potrafi również wrzasnąć przeraźliwie na podobę black
metalowych wykonawców. Cóż, ten nutowy i wokalny bipolaryzm skutkuje
przytłaczającą i depresyjną muzą, która maluje mroczne i czułostkowe
krajobrazy, czarując i przygnębiając z artyzmem, gdyż Invernoir w tutejsze
aranże wplata również sporo solówek, interesujących, wysokotonowych zagrywek no
i oczywiście całość okrywa aksamitną, syntezatorową otuliną. Nastrojowość tego
wydawnictwa dodatkowo podbijają zagrane na czystych strunach rozbiegówki bądź
zakończenia wybranych numerów, wprowadzając iście jesienną atmosferę. O ile
fani tego gatunku zapewne będą zachwyceni „Aimin’ for Oblivion”, o tyle ja
raczej się zdystansuje. Mój romans z gotyckim death metalem już dawno się
zakończył i obecnie ta muzyka do mnie zupełnie nie trafia. Od czasów pojawienia
się tej formy metalu i ówczesnych brygad, które zainicjowały ten trend minęło
sporo czasu i mocno się on zużył. Zresztą z mojego punktu widzenia stało się to
dość szybko, a dzisiejsze zespoły, rzeźbiące w tym materiale nawet nametr nie
zbliżają się swą siłą wyrazu do tych z lat dziewięćdziesiątych. Brakuje im mocy
i tej charakterystycznej gęstości, która w połączeniu ze szczególną melodyką
nie tylko niosła urokliwe fluidy, ale również dawała niesamowitego kopa. Tak
też odbieram Invernoir, który co prawda poprawnie skomponował „Aimin’ for
Oblivion”, ale nie posiada on tej niepowtarzalnej energii, a zestawienie ze
sobą nurtu brytyjskiego ze skandynawskim uważam za totalnie niezrozumiałe.
Tylko dla entuzjastów.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz