sobota, 28 września 2024

Recenzja Keiser „Likfunn”

 

Keiser

„Likfunn” E.P.

Non Serviam Records 2024

Jak gra Keiser każdy wie, a ten co nie wie niech sobie sprawdzi, bo warto sięgnąć po ich dwa albumy, „The Succubus” oraz „Our Wretched Demise”. Osobiście wolę ten drugi, który w sumie jest równie melodyjny co pierwszy, lecz posiada silniejszą siłę wyrazu i bardziej zalatuje norweskością, ale dla każdego coś dobrego. Jak wygląda ich najnowsza epka? Jest to kontynuacja stylu z obydwóch wyżej wymienionych krążków, który w przypadku tytułowego kawałka został jeszcze bardziej poczerniony w stosunku do poprzednich produkcji. Panowie wzięli na warsztat rodzimy poemat „Likfunn” i dorobili do niego ścieżkę dźwiękową, co zaowocowało ośmiominutowym numerem o dość charakterystycznej wymowie dla black metalu z kraju, z którego pochodzą. To zdecydowany bleczur o lekko epickim zabarwieniu, zagrany w oparciu o thrashowe i speed metalowe riffy. W połowie został przecięty przez przejście żywcem wyjęte z dyskografii Darkthrone, które zwieńczyli klasyczną solówką, a kończąc ten utwór urozmaicili go paroma nieco progresywnymi akordami. Kolejną i ostatnią kompozycją na tym wydawnictwie jest „Final Dissolve”, która trwa również ponad osiem minut, ale nosi już w sobie cechy typowych aranżacji dla tej grupy. Jest to zbiór bardzo dobrze ze sobą połączonych sposobów na kostkowanie, czyli trochę thrashu, speed i heavy metalu, które sowicie polane smołą, brzmią jak oryginalnie podany black metal. Jest w nim dużo chwytliwości właściwych dla tej brygady, która nie stroni również od wątków folklorystycznych. Keiser ubogacił go wzniosłym klimatem, podkreślając go akustycznymi wstawkami i wręcz marzycielską solówką. Całość tej epki płynie ostro do przodu i zwalnia tylko chwilami, częstując zaciekłymi riffami, które podkreśla sekcja rytmiczna wraz z jadowitymi wokalami. Brzmi to wybornie i jeśli tak ma wyglądać ich najnowsza płyta to ja jestem za. Tymczasem pozostaje piłować do bólu „Likfunn”, który jak to u nich, jest z polotem napisaną rogacizną. Norwedzy grają w specyficznym dla siebie stylu, wykorzystując spuściznę początków drugiej fali, nie bojąc się urozmaicać jej własnymi pomysłami. Ja to kupuje.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz