„Otherworld”
Iron,
Blood and Death Corporation 2024
Myślę,
że tego szwedzkiego niedźwiedzia, który nade wszystko ukochał Metal Śmierci, przedstawiać specjalnie nie trzeba, wszak
jakby nie patrzeć, osoba to wielce zasłużona, jeżeli chodzi o krzewienie
skandynawskiej kultury śmierci. Jak to bywa w przypadku gości, którzy
odpowiedzialni są za pierdylion projektów, nie wszystko, co wychodzi spod ręki Pana
Johanssona, darzę jednakową atencją, jednak przed jego kreatywnością, uporem i
zaangażowaniem zdecydowanie chylę czoła. Pomijając jednak wszystkie zawiłości i
uwarunkowania, Rogga pokazuje, że Death Metal, podobnie jak śledzik na razLisnera
ma wiele twarzy, a każda piękna. Porzućmy jednak te filozoficzno-akademickie
rozważania, a zajmijmy się czwartym, pełnym albumem solowego projektu Roggi
Johanssona, który jego twórca zatytułował „Otherworld”. Nie wiem, czy ów
jegomość z Królestwa Szwecji stworzył ten projekt, by wykorzystać to, co nie
pasowało w innych jego przedsięwzięciach, faktem jednak jest niezaprzeczalnym,
że muzyka, jaka ukazuje się pod tym szyldem, jest luźna, naturalna, nie czuć w
niej żadnych ograniczeń, ni parcia na szkło. Rogga tworzy tu po prostu to, co
mu akurat w duszy gra, mając w głębokim poważaniu wszelakie ramy, szufladki,
jak i opinie sezonowych klakierów. Wracając zaś do „Innego Świata”, to wspólnym
mianownikiem zawartych tu dźwięków jest bez dwóch zdań klasyczny Death Metal,
zagrany jednak, o czym już wspominałem na wiele sposobów. Zetkniemy się zatem
na tym krążku zarówno z rasowym, szwedzkim Metalem Śmierci starej szkoły, jak i
tłustym, ciężkim, wgniatającym w glebę Death’n’Rollem, a jakby tego było mało,
przewijają się także na tej produkcji soczyste, Doom Metalowe akcenty, oraz
struktury charakterystyczne dla melodyjnej frakcji śmiertelnego grania (nie
mówię tu jednak o słodkim, plastikowym pitoleniu, a o konkretnym graniu z lat
90-tych przywodzącym na myśl najlepsze albumy Edge of Sanity, Godgory, czy Dark
Tranquilliy). Z tego, co tu napisałem, można by wywnioskować, że ta płytka to
takie nieco przypadkowe rzadkie z gęstym, ale nic bardziej mylnego. Wszystko ma
tu swoje miejsce, jest przemyślane i poukładane (tak kompozycyjnie, jak i
brzmieniowo), a „Otherworld” jest spójny, zwarty i jednorodny. Przede wszystkim
jednak, o czym także już wspominałem, nie znajdziecie w tych dźwiękach fałszu,
ni kunktatorstwa, a wszystko jest szczere do bólu (a przynajmniej ja tak to widzę,
a w zasadzie słyszę). Każdy więc, kto ma ochotę na autentyczne granie bez
napinki, oczywiście ze Śmiercią w tle, „czwórkę” Roggi Johanssona może łykać w
ciemno. Satysfakcja gwarantowana. No i to by było na tyle.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz