wtorek, 10 września 2024

Recenzja ROGGA JOHANSSON „Otherworld”

 

ROGGA JOHANSSON

„Otherworld”

Iron, Blood and Death Corporation 2024

 


Myślę, że tego szwedzkiego niedźwiedzia, który nade wszystko ukochał Metal Śmierci,  przedstawiać specjalnie nie trzeba, wszak jakby nie patrzeć, osoba to wielce zasłużona, jeżeli chodzi o krzewienie skandynawskiej kultury śmierci. Jak to bywa w przypadku gości, którzy odpowiedzialni są za pierdylion projektów, nie wszystko, co wychodzi spod ręki Pana Johanssona, darzę jednakową atencją, jednak przed jego kreatywnością, uporem i zaangażowaniem zdecydowanie chylę czoła. Pomijając jednak wszystkie zawiłości i uwarunkowania, Rogga pokazuje, że Death Metal, podobnie jak śledzik na razLisnera ma wiele twarzy, a każda piękna. Porzućmy jednak te filozoficzno-akademickie rozważania, a zajmijmy się czwartym, pełnym albumem solowego projektu Roggi Johanssona, który jego twórca zatytułował „Otherworld”. Nie wiem, czy ów jegomość z Królestwa Szwecji stworzył ten projekt, by wykorzystać to, co nie pasowało w innych jego przedsięwzięciach, faktem jednak jest niezaprzeczalnym, że muzyka, jaka ukazuje się pod tym szyldem, jest luźna, naturalna, nie czuć w niej żadnych ograniczeń, ni parcia na szkło. Rogga tworzy tu po prostu to, co mu akurat w duszy gra, mając w głębokim poważaniu wszelakie ramy, szufladki, jak i opinie sezonowych klakierów. Wracając zaś do „Innego Świata”, to wspólnym mianownikiem zawartych tu dźwięków jest bez dwóch zdań klasyczny Death Metal, zagrany jednak, o czym już wspominałem na wiele sposobów. Zetkniemy się zatem na tym krążku zarówno z rasowym, szwedzkim Metalem Śmierci starej szkoły, jak i tłustym, ciężkim, wgniatającym w glebę Death’n’Rollem, a jakby tego było mało, przewijają się także na tej produkcji soczyste, Doom Metalowe akcenty, oraz struktury charakterystyczne dla melodyjnej frakcji śmiertelnego grania (nie mówię tu jednak o słodkim, plastikowym pitoleniu, a o konkretnym graniu z lat 90-tych przywodzącym na myśl najlepsze albumy Edge of Sanity, Godgory, czy Dark Tranquilliy). Z tego, co tu napisałem, można by wywnioskować, że ta płytka to takie nieco przypadkowe rzadkie z gęstym, ale nic bardziej mylnego. Wszystko ma tu swoje miejsce, jest przemyślane i poukładane (tak kompozycyjnie, jak i brzmieniowo), a „Otherworld” jest spójny, zwarty i jednorodny. Przede wszystkim jednak, o czym także już wspominałem, nie znajdziecie w tych dźwiękach fałszu, ni kunktatorstwa, a wszystko jest szczere do bólu (a przynajmniej ja tak to widzę, a w zasadzie słyszę). Każdy więc, kto ma ochotę na autentyczne granie bez napinki, oczywiście ze Śmiercią w tle, „czwórkę” Roggi Johanssona może łykać w ciemno. Satysfakcja gwarantowana. No i to by było na tyle.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz