„Endless”
Debemur Morti Productions 2024
Drugi,
pełny album Szwajcarsko-Amerykańskiego ansamblu Modern Rites pozornie jest
płytką, która jakiegoś specjalnego szału nie robi. Mając jednak w pamięci
sytuację z pierwszym krążkiem tego zespołu (czyli „Monuments” z Roku Bestii
2021), kiedy to trzeba było odrzucić to, co powierzchowne i oczywiste, z
„Endless” postąpiłem w podobny sposób. Zignorowałem więc to, co pobieżne i
jednoznaczne i odkryłem wówczas, że muzyka zawarta na tym materiale pełna jest
nieoczywistych rozwiązań, pokręconych ścieżek, hipnotyzujących szczegółów i
okrytych całunem ciemności struktur muzycznych. Nie da się nie usłyszeć, że
twórczość Nowoczesnych Obrzędów mocno ewoluowała przez te trzy lata, które
oddzielają od siebie oba albumy grupy. Na „dwójeczce” nawet ta, wydawać by się
mogło, na wskroś klasyczna i dobrze już znana baza, choć mocno nasycona
melodią, jest niesamowicie zagęszczona, ciężka i zwarta. Największe skarby tej
płyty kryją się jednak pod jej wierzchnią warstwą. Gdy więc poświęcimy tej
produkcji nieco więcej czasu i atencji, wówczas odkryje ona przed nami całe
bogactwo gitarowych rozwiązań, przedziwnych, rezonujących harmonii, pulsujących
złowieszczo, złożonych rytmicznych niuansów, czy też zawierających duży ładunek
emocjonalny, demonicznych wokaliz. Jakby tego było mało, na „Endless” pełno
jest misternie tkanych, chorych dysonansów, które meandrują pomiędzy
siarczystymi, intensywnymi riffami, smolistych, wielowarstwowych, ponurych
pasaży melodycznych, mizantropijnych, industrialnych ornamentów,
psychoaktywnych, progresywnych w swej budowie akordów, jak i przytłaczających,
rozedrganych ścieżek basowych, które gniotą potężnie. Architektura muzyki
zawartej na drugim albumie Modern Rites jest doprawdy wręcz koronkowa i
zbudowana na kilku poziomach, a każdy z nich wyśmienicie asymiluje się z każdą
następną, jak i poprzednią jego kondygnacją. Wessała mnie ta płyta (dosłownie i
w przenośni), a jej chorobliwie transowy charakter, jak i obezwładniający,
mroczny feeling sprawiły, że często będę się zapuszczał w jej zaklęte rewiry, nie bacząc na konsekwencje.
Wyśmienity krążek, bez dwóch zdań. Wstyd nie mieć go w swojej kolekcji.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz