czwartek, 5 września 2024

Recenzja MODERN RITES „Endless”

 

MODERN RITES

„Endless”

Debemur Morti Productions 2024

Drugi, pełny album Szwajcarsko-Amerykańskiego ansamblu Modern Rites pozornie jest płytką, która jakiegoś specjalnego szału nie robi. Mając jednak w pamięci sytuację z pierwszym krążkiem tego zespołu (czyli „Monuments” z Roku Bestii 2021), kiedy to trzeba było odrzucić to, co powierzchowne i oczywiste, z „Endless” postąpiłem w podobny sposób. Zignorowałem więc to, co pobieżne i jednoznaczne i odkryłem wówczas, że muzyka zawarta na tym materiale pełna jest nieoczywistych rozwiązań, pokręconych ścieżek, hipnotyzujących szczegółów i okrytych całunem ciemności struktur muzycznych. Nie da się nie usłyszeć, że twórczość Nowoczesnych Obrzędów mocno ewoluowała przez te trzy lata, które oddzielają od siebie oba albumy grupy. Na „dwójeczce” nawet ta, wydawać by się mogło, na wskroś klasyczna i dobrze już znana baza, choć mocno nasycona melodią, jest niesamowicie zagęszczona, ciężka i zwarta. Największe skarby tej płyty kryją się jednak pod jej wierzchnią warstwą. Gdy więc poświęcimy tej produkcji nieco więcej czasu i atencji, wówczas odkryje ona przed nami całe bogactwo gitarowych rozwiązań, przedziwnych, rezonujących harmonii, pulsujących złowieszczo, złożonych rytmicznych niuansów, czy też zawierających duży ładunek emocjonalny, demonicznych wokaliz. Jakby tego było mało, na „Endless” pełno jest misternie tkanych, chorych dysonansów, które meandrują pomiędzy siarczystymi, intensywnymi riffami, smolistych, wielowarstwowych, ponurych pasaży melodycznych, mizantropijnych, industrialnych ornamentów, psychoaktywnych, progresywnych w swej budowie akordów, jak i przytłaczających, rozedrganych ścieżek basowych, które gniotą potężnie. Architektura muzyki zawartej na drugim albumie Modern Rites jest doprawdy wręcz koronkowa i zbudowana na kilku poziomach, a każdy z nich wyśmienicie asymiluje się z każdą następną, jak i poprzednią jego kondygnacją. Wessała mnie ta płyta (dosłownie i w przenośni), a jej chorobliwie transowy charakter, jak i obezwładniający, mroczny feeling sprawiły, że często będę się zapuszczał w  jej zaklęte rewiry, nie bacząc na konsekwencje. Wyśmienity krążek, bez dwóch zdań. Wstyd nie mieć go w swojej kolekcji.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz