wtorek, 23 grudnia 2025

Recenzja Uranium „Corrosion of Existence”

 

Uranium

„Corrosion of Existence”

Sentient Ruins Laboratories 2025

 


Uranium to industrialny, solowy projekt ze Stanów, o którym nic bliższego mi nie wiadomo, poza tym, że właśnie wydał swoją trzecią płytę. W sumie muzyk, który popełnił „Corrosion of Existence”, wybrał właściwą nazwę dla swojej kapeli, bo Uran jako pierwiastek naturalnie występujący na Ziemi, posiada największą liczbę atomową. Taka też jest twórczość tego zespołu. Ciężka i promieniotwórcza. Składają się na nią gęste i zarazem duszne akordy, które mają tendencję do częstego wpadania w atonalne formy i przeobrażania się w przytłaczające drony. Towarzyszą im mroczne i nierzeczywiste sample, syntezatorowe dźwięki oraz chorobliwe zagrywki. Poza elektroniką generują ją soczyście przesterowane gitary oraz zwaliste bębny, od których drżą szyby w oknach i podłoga. To mechaniczny materiał, który zalewa uszy rytmiczną powtarzalnością w towarzystwie szeregu upiornych ozdobników i gwałtownych blastów. Wszystkiemu asystują wokalizy nie z tego świata, zagęszczając i tak już mocno zwarte struktury tutejszych, pięciu utworów. To muzyka nosząca znamiona noisu, który również przybiera bardziej uporządkowane oblicza. Uwierająca i nachalnie wdzierająca się do mózgu przez kanały słuchowe niczym nuklearny podmuch, który pozostawia po sobie koszmarne skutki wybuchu bomby jądrowej. To soniczny pejzaż o skrajnie dystopijnym wyrazie, który za pomocą „Corrosion of Existence” przedstawia krajobraz spowity w radioaktywnym deszczu. Spowite mgłą zgliszcza, ropiejące ludzkie ciała. Skóra i mięso odchodzące od kości, ból, jęk i zawodzenie. Poszczególne nuty tego albumu są niczym reakcja łańcuchowa, podczas której dochodzi do rozszczepienia jąder atomowych, czego wynikiem w tym przypadku jest przerażająca, muzyczna wizja zagłady, która pochłania doszczętnie fizyczny świat. Atakuje opresyjnie, kipiąc nieszczęściem i niosąc nic poza agonią.

shub niggurath




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz