Hermit Dreams
„Desperate Anomies”
Chaos Rec. 2025
Dziś coś nieco bardziej ambitnego. Hermit Dreams to
twór złożony z muzyków na co dzień udzielających się także w innych zespołach,
że z tych najbardziej znanych wymienię choćby Celestial Scourge czy Diskord.
Pod nowym szyldem panowie stworzyli bardzo niecodzienną hybrydę death i doom
metalu. Na tyle niecodzienną, że można by ją nazwać wprost awangardową.
Zacznijmy jednak od kręgosłupa. Stanowią
go klasyczne, najczęściej oldskulowe harmonie, nawiązujące śmiało do klasyki
metalu śmierci. Pod tym względem muzycy nie ograniczają się bynajmniej do
jednego, konkretnego odłamu, bowiem poza szwedzkimi (nazwijmy to umownie)
d-beatami, nie brak tu także nagłych przyspieszeń, mogących kojarzyć się
nawet z brutalnym death metalem ze Stanów (choć przepuszczonym przez gęste
Diskordowe sito). Nie brak na tym krążku także mielenia wolniejszego, na
kształt brytyjskich pionierów death/doom, czy momentami pancernego Bolt Thrower.
Zresztą tych drobnych odniesień jest tutaj co niemiara i zapewne każdy będzie w
stanie dosłuchać się na „Desperate Anomies” czegoś innego. Odnośnikiem
pośrednim (między klasyką a wspomnianą awangardą), jest twórczość
Diskord, bo nie da się zaprzeczyć, iż Hermit Dreams kombinują w nieco podobny
sposób. Na pewno żadna z zawartych na krążku ośmiu kompozycji nie jest banalna
i oczywista, a raczej często zaskakuje rozwojem sytuacji i
nieprzewidywalnością. Na koniec przejdźmy do tych smaczków „orientalnych”, choć
tak na dobrą sprawę, nazwanie wszechobecnych, często sprawiających wrażenie
improwizacji, partii banjo, skrzypiec, pionowego basu czy thermenvoxu „smaczkami”
byłoby wielkim uproszczeniem. Instrumenty te są integralną częścią całości, a
ich linie, często mocno kontrastujące z ciężkimi gitarami, tworzą z lekka
schizofreniczny klimat. Mówiąc kolokwialnie, niektóre z fragmentów odgrywanych
na smyczkach są mocno popierdolone. A jeśli nałożymy na nie szorstkie,
deathmetalowe wokale (aczkolwiek czystych śpiewów na krążku też nie brakuje, nawet
jeśli stanowią one zdecydowaną mniejszość) to o zawrót głowy nietrudno. Nie
jest to muzyka łatwa, a na pewno odkrycie wszystkich jej niuansów nie jest
możliwe przy pobieżnym odsłuchu. Ba! Nawet spędzając z „Desperate Anomies” czas
sam na sam, można po wielu okrążeniach odkryć kolejne, przeoczone wcześniej
ozdobniki. Jest to materiał dla osób cierpliwych i lubiących oryginalność.
Chcecie trochę death / doom metalu zagranego inaczej niż dotychczas? Awangardę
nie dla samej awangardy? Polecam Hermin Dreams. Można odpłynąć…
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz