piątek, 19 grudnia 2025

Recenzja Hermit Dreams „Desperate Anomies”

 

Hermit Dreams

„Desperate Anomies”

Chaos Rec. 2025

Dziś coś nieco bardziej ambitnego. Hermit Dreams to twór złożony z muzyków na co dzień udzielających się także w innych zespołach, że z tych najbardziej znanych wymienię choćby Celestial Scourge czy Diskord. Pod nowym szyldem panowie stworzyli bardzo niecodzienną hybrydę death i doom metalu. Na tyle niecodzienną, że można by ją nazwać wprost awangardową. Zacznijmy jednak od  kręgosłupa. Stanowią go klasyczne, najczęściej oldskulowe harmonie, nawiązujące śmiało do klasyki metalu śmierci. Pod tym względem muzycy nie ograniczają się bynajmniej do jednego, konkretnego odłamu, bowiem poza szwedzkimi (nazwijmy to umownie) d-beatami, nie brak tu także nagłych przyspieszeń, mogących kojarzyć się nawet z brutalnym death metalem ze Stanów (choć przepuszczonym przez gęste Diskordowe sito). Nie brak na tym krążku także mielenia wolniejszego, na kształt brytyjskich pionierów death/doom, czy momentami pancernego Bolt Thrower. Zresztą tych drobnych odniesień jest tutaj co niemiara i zapewne każdy będzie w stanie dosłuchać się na „Desperate Anomies” czegoś innego. Odnośnikiem pośrednim (między klasyką a wspomnianą awangardą), jest twórczość Diskord, bo nie da się zaprzeczyć, iż Hermit Dreams kombinują w nieco podobny sposób. Na pewno żadna z zawartych na krążku ośmiu kompozycji nie jest banalna i oczywista, a raczej często zaskakuje rozwojem sytuacji i nieprzewidywalnością. Na koniec przejdźmy do tych smaczków „orientalnych”, choć tak na dobrą sprawę, nazwanie wszechobecnych, często sprawiających wrażenie improwizacji, partii banjo, skrzypiec, pionowego basu czy thermenvoxu „smaczkami” byłoby wielkim uproszczeniem. Instrumenty te są integralną częścią całości, a ich linie, często mocno kontrastujące z ciężkimi gitarami, tworzą z lekka schizofreniczny klimat. Mówiąc kolokwialnie, niektóre z fragmentów odgrywanych na smyczkach są mocno popierdolone. A jeśli nałożymy na nie szorstkie, deathmetalowe wokale (aczkolwiek czystych śpiewów na krążku też nie brakuje, nawet jeśli stanowią one zdecydowaną mniejszość) to o zawrót głowy nietrudno. Nie jest to muzyka łatwa, a na pewno odkrycie wszystkich jej niuansów nie jest możliwe przy pobieżnym odsłuchu. Ba! Nawet spędzając z „Desperate Anomies” czas sam na sam, można po wielu okrążeniach odkryć kolejne, przeoczone wcześniej ozdobniki. Jest to materiał dla osób cierpliwych i lubiących oryginalność. Chcecie trochę death / doom metalu zagranego inaczej niż dotychczas? Awangardę nie dla samej awangardy? Polecam Hermin Dreams. Można odpłynąć…

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz