niedziela, 7 grudnia 2025

Recenzja Enthroned „Ashspawn”

 

Enthroned

„Ashspawn”

Season of Mist 2025

Powroty, powroty, ach te powroty… Nie, nie chodzi mi o to, że Enthroned wrócili zza grobu, bo ku mojemu zaskoczeniu, graniczącemu właściwie z szokiem, zespół działa nieprzerwanie od chwili założenia, a wypuszczana właśnie nakładem Season of Mist nowa płyta jest już ich dwunastą. Bardziej chodzi mi o to, że po „Towards the Skullthrone of Satan” straciłem Belgów z radaru, i jakoś, aż do dziś, nie miałem okazji do ich twórczości wrócić. Nie wiem, czy wiele straciłem, ale jakoś nie tęskniłem. Owszem, pierwsze dwa krążki zespołu były całkiem solidne, jednak już wtedy traktowałem ich bardziej jako ciekawostkę, zespół spoza Skandynawii grający black metal, niż poważnego pretendenta do elity gatunku. Tym bardziej, że panowie w niektórych wywiadach robili z siebie błaznów. No ale to wszystko było dawno, więc przejdźmy do teraźniejszości. Już sam fakt, iż Enthroned ciągną dalej ten wózek świadczy o ich samozaparciu i chyba jednak, mimo wszystko, wierze w młodzieńcze ideały (choć starego logo na okładce niestety nie widzę!).  Muzycznie „Ashspawn” jest taką faktycznie bardziej współczesną wersją tego, czym zespół był na początku. Czyli mniej melodyjną wersją Marduk. Przez pięćdziesiąt minut jesteśmy bowiem bombardowani perkusyjnymi blastami, odpuszczającymi co chwilę, byśmy mogli zaczerpnąć powietrza, po czym atak powraca. Taka huśtawka to w zasadzie nic nowego, tylko że w przypadku Enthroned schemat ten jest nieco rażący, przez co same kompozycje stają się mocno przewidywalne. Sprawia to też, że można odnieść wrażenie, iż słucha się black metalu z generatora. Owszem, mocno wkurwionego, ale jednak jakby kalkulowanego. Słuchając tej płyty, a konkretnie zagłębiając się w gitarowe harmonie, naprawdę nie ma się do czego przyczepić, bo stanowią w zasadzie klasykę gatunku. Z drugiej jednak strony, o czym wspomniałem wcześniej w odniesieniu do Marduk, mało na tym krążku zapamiętywanych fragmentów, czegoś na czym można by zawiesić ucho na dłużej. Bardzo dobre są za to wokale, i tutaj przyklasnąć należy. Nornagest drze ryja aż uszy zachodzą szronem, a jego głos przez te wszystkie lata nie stracił absolutnie nic na sile. Można by też przyczepić się nieco do brzmienia, które, jak na mój gust, jest zbyt mocno wypolerowane, jednak biorąc pod uwagę, iż Enthroned są przedstawicielem gatunku w stajni tak dużego wydawcy jak Season of Mist, a nie labelu podziemnego, to to, o czym wspominam jest raczej standardem. Reasumując… „Ashspawn” na pewno znajdzie na rynku swoich odbiorców, bo to tak naprawdę nie jest zły album. Ja jednak szukam w muzyce czegoś innego. Zatem, fajnie było sprawdzić, co u starych znajomych słychać, ale na „cześć –cześć” zakończymy.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz