Enthroned
„Ashspawn”
Season of Mist 2025
Powroty, powroty, ach te powroty… Nie, nie chodzi mi
o to, że Enthroned wrócili zza grobu, bo ku mojemu zaskoczeniu, graniczącemu
właściwie z szokiem, zespół działa nieprzerwanie od chwili założenia, a
wypuszczana właśnie nakładem Season of Mist nowa płyta jest już ich dwunastą.
Bardziej chodzi mi o to, że po „Towards the Skullthrone of Satan” straciłem
Belgów z radaru, i jakoś, aż do dziś, nie miałem okazji do ich twórczości
wrócić. Nie wiem, czy wiele straciłem, ale jakoś nie tęskniłem. Owszem,
pierwsze dwa krążki zespołu były całkiem solidne, jednak już wtedy traktowałem
ich bardziej jako ciekawostkę, zespół spoza Skandynawii grający black metal,
niż poważnego pretendenta do elity gatunku. Tym bardziej, że panowie w
niektórych wywiadach robili z siebie błaznów. No ale to wszystko było dawno,
więc przejdźmy do teraźniejszości. Już sam fakt, iż Enthroned ciągną dalej ten
wózek świadczy o ich samozaparciu i chyba jednak, mimo wszystko, wierze w
młodzieńcze ideały (choć starego logo na okładce niestety nie widzę!). Muzycznie „Ashspawn” jest taką faktycznie
bardziej współczesną wersją tego, czym zespół był na początku. Czyli mniej
melodyjną wersją Marduk. Przez pięćdziesiąt minut jesteśmy bowiem bombardowani
perkusyjnymi blastami, odpuszczającymi co chwilę, byśmy mogli zaczerpnąć
powietrza, po czym atak powraca. Taka huśtawka to w zasadzie nic nowego, tylko
że w przypadku Enthroned schemat ten jest nieco rażący, przez co same
kompozycje stają się mocno przewidywalne. Sprawia to też, że można odnieść
wrażenie, iż słucha się black metalu z generatora. Owszem, mocno wkurwionego,
ale jednak jakby kalkulowanego. Słuchając tej płyty, a konkretnie zagłębiając
się w gitarowe harmonie, naprawdę nie ma się do czego przyczepić, bo stanowią w
zasadzie klasykę gatunku. Z drugiej jednak strony, o czym wspomniałem wcześniej
w odniesieniu do Marduk, mało na tym krążku zapamiętywanych fragmentów, czegoś
na czym można by zawiesić ucho na dłużej. Bardzo dobre są za to wokale, i tutaj
przyklasnąć należy. Nornagest drze ryja aż uszy zachodzą szronem, a jego głos
przez te wszystkie lata nie stracił absolutnie nic na sile. Można by też
przyczepić się nieco do brzmienia, które, jak na mój gust, jest zbyt mocno
wypolerowane, jednak biorąc pod uwagę, iż Enthroned są przedstawicielem gatunku
w stajni tak dużego wydawcy jak Season of Mist, a nie labelu podziemnego, to
to, o czym wspominam jest raczej standardem. Reasumując… „Ashspawn” na pewno
znajdzie na rynku swoich odbiorców, bo to tak naprawdę nie jest zły album. Ja
jednak szukam w muzyce czegoś innego. Zatem, fajnie było sprawdzić, co u
starych znajomych słychać, ale na „cześć –cześć” zakończymy.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz