Hessian
/ Gomold
„Blasphemous
Ritual in the Unholy Underworld…”
Murder Records 2025
Składankę
zaczynają specjaliści od surowego black metalu z Atlanty. Częstują daniem dla
większości niestrawnym, ponieważ trochę tym razem przesadzili, a może jednak
nie, bo tych dwóch kawałków raczej nie można rozpatrywać jako typowej,
piwnicznej diabelszczyzny. Dużo o ich charakterze mówią tytuły, „Ritual 1” i
„Ritual 2”, gdyż tymi słowami idealnie wpisują się w dźwięki płynące z
głośników. To noisowe wariacje, których trzonem zdają się być inwokacje,
wypowiadane upiornym głosem przez jakiegoś szamana. Towarzyszą im chaotyczne
bębny, atonalne gitary i przerażające, przesterowane wrzaski. Całość przypomina
koszmarny temat filmowy z horroru, obrazujący mroczny i niezrozumiały dla
zwykłego śmiertelnika obrzęd, odbywający się nocą w niedostępnych ostępach
leśnych. „Ritual 1” płynnie przechodzi w „Ritual 2”, przeistaczając się w szum
gitar i sekcji rytmicznej, które wraz z wokalizami już bardziej pasują do
zwyczajowego raw black metalu. Te jednostajne nuty jakby wieńczą, poprzedzającą
je celebrację dzikim i hipnotycznym szumem, który zaprasza do otumaniającego
tańca. Nie inaczej poczyna sobie trójka Węgrów z Gomold. Surowizna w ich
wydaniu jest równie nierzeczywista jak u Hessian. To również dwa numery, które
przetłumaczyć można jako „Wiatr Śmierci” i „Czarna Śmierć”. Zaiste kolor ten
tutaj dominuje, pożerając światło niczym czarna dziura. W rzępoleniu Gomold
jest więcej ładu niż u poprzedników, bo łatwo w tym diabelskim zamęcie wychwycić
poszczególne riffy, które wraz z perkusją, basem i odstręczającymi wokalizami
tworzą bardziej uporządkowane kompozycje. Jednakże są to także wysoce
barbarzyńskie akordy, które przełamane są atmosferycznymi wtrętami, a ich
przytłumione brzmienie zdaje się dobiegać do uszu z oddali jak w potwornym
śnie. Obydwie kapele zaprezentowały w pełnej krasie swoje sataniczne oblicze,
kreując złowróżbną i posępną muzykę, która może wydawać się bezładnym hałasem,
niezdarnie pretendującym do tronu raw black metalu. Nic bardziej mylnego,
ponieważ nie należy postrzegać tej produkcji jako typowego przedstawiciela
gatunku, lecz jako demoniczną improwizację o wysokim stopniu obskurności. Nie
lada gratka dla wielbicieli głęboko podziemnego metalu. Zamiast choinki
zapalcie świece, załóżcie słuchawki i wsłuchajcie się w to wywołujące ciarki na
plecach misterium. Bluźniercze, gęste od okultyzmu i śmierdzące zgnilizną
wydawnictwo, ale nie dla wszystkich.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz