niedziela, 21 grudnia 2025

Recenzja Hessian / Gomold „Blasphemous Ritual in the Unholy Underworld…”

 

Hessian / Gomold

„Blasphemous Ritual in the Unholy Underworld…”

Murder Records 2025

Składankę zaczynają specjaliści od surowego black metalu z Atlanty. Częstują daniem dla większości niestrawnym, ponieważ trochę tym razem przesadzili, a może jednak nie, bo tych dwóch kawałków raczej nie można rozpatrywać jako typowej, piwnicznej diabelszczyzny. Dużo o ich charakterze mówią tytuły, „Ritual 1” i „Ritual 2”, gdyż tymi słowami idealnie wpisują się w dźwięki płynące z głośników. To noisowe wariacje, których trzonem zdają się być inwokacje, wypowiadane upiornym głosem przez jakiegoś szamana. Towarzyszą im chaotyczne bębny, atonalne gitary i przerażające, przesterowane wrzaski. Całość przypomina koszmarny temat filmowy z horroru, obrazujący mroczny i niezrozumiały dla zwykłego śmiertelnika obrzęd, odbywający się nocą w niedostępnych ostępach leśnych. „Ritual 1” płynnie przechodzi w „Ritual 2”, przeistaczając się w szum gitar i sekcji rytmicznej, które wraz z wokalizami już bardziej pasują do zwyczajowego raw black metalu. Te jednostajne nuty jakby wieńczą, poprzedzającą je celebrację dzikim i hipnotycznym szumem, który zaprasza do otumaniającego tańca. Nie inaczej poczyna sobie trójka Węgrów z Gomold. Surowizna w ich wydaniu jest równie nierzeczywista jak u Hessian. To również dwa numery, które przetłumaczyć można jako „Wiatr Śmierci” i „Czarna Śmierć”. Zaiste kolor ten tutaj dominuje, pożerając światło niczym czarna dziura. W rzępoleniu Gomold jest więcej ładu niż u poprzedników, bo łatwo w tym diabelskim zamęcie wychwycić poszczególne riffy, które wraz z perkusją, basem i odstręczającymi wokalizami tworzą bardziej uporządkowane kompozycje. Jednakże są to także wysoce barbarzyńskie akordy, które przełamane są atmosferycznymi wtrętami, a ich przytłumione brzmienie zdaje się dobiegać do uszu z oddali jak w potwornym śnie. Obydwie kapele zaprezentowały w pełnej krasie swoje sataniczne oblicze, kreując złowróżbną i posępną muzykę, która może wydawać się bezładnym hałasem, niezdarnie pretendującym do tronu raw black metalu. Nic bardziej mylnego, ponieważ nie należy postrzegać tej produkcji jako typowego przedstawiciela gatunku, lecz jako demoniczną improwizację o wysokim stopniu obskurności. Nie lada gratka dla wielbicieli głęboko podziemnego metalu. Zamiast choinki zapalcie świece, załóżcie słuchawki i wsłuchajcie się w to wywołujące ciarki na plecach misterium. Bluźniercze, gęste od okultyzmu i śmierdzące zgnilizną wydawnictwo, ale nie dla wszystkich.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz