niedziela, 21 grudnia 2025

Recenzja Túmulo „Evangelho do Canhoto”

 

Túmulo

„Evangelho do Canhoto”

Caverna Abismal Rec. 2025

Túmulo to bardzo ciekawi ludzie są, że zacytuję klasyka. Gdybym wam powiedział, że oto zespół pochodzi ze Szwajcarii, i gra speed / black metal, to bankowo mielibyście nie te skojarzenia, które powinniście. Ale jak już zasugeruję, żebyście dokładnie przyjrzeli się logo zespołu? Coś powinno zaświtać. A jeśli zerkniecie na tytuły utworów? No po szwajcarsku, to one nie są, co nie? No to dalej, co jeśli głównodowodzącym jest człowiek mający brazylijski rodowód? Aaaaa, no to już nawigacja zaczyna działać! Równie dobrze zespół mógłby stacjonować w Ameryce Południowej, ale wiadomo, obecnie jesteśmy obywatelami świata i wszystko się popierdoliło. Do rzeczy… „Ewangelia Lewej Ścieżki” to stara szkoła grania ze wspomnianego przed chwilą kontynentu. Echa wczesnej Sepultury, Vulcano czy Sarcofago są bowiem na tych nagraniach nad wyraz słyszalne. Nie jest to żadne odkrywanie nowych lądów, ale, co zaznaczyć trzeba z odpowiednią stanowczością, nie jest to też prostolinijne kopiowane starych wzorców. Co najwyżej kontynuacja, albo współczesna wersja dziczy, którą wspomniane zespoły prezentowały kilka dekad temu. Może i pozbawionej tego elementu zaskoczenia, towarzyszącego nagraniom klasyków w tamtym okresie, ale nie mniej wkurwionej, satanistycznej, i stojącej w opozycji do dzisiejszego, bardzo ugrzecznionego oblicza black, czy thrash metalu. Panowie nie pierdolą się w tańcu, tylko gnają prosto przed siebie, często na pełnych obrotach, przynajmniej jeśli za standardy szybkości uznamy te panujące na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Poza ostrymi jak brzytwa riffami poczęstują nas jadowitymi solówkami, wyśmienicie podkreślającymi starodawny rodowód ich twórczości. No i te wokale, jak wspomniałem śpiewane po hiszpańsku… Bez dodatkowych efektów, czysty wkurwiony krzyk, z tą charakterystyczną dla tamtego zakątka globu intonacją. Wszystko się tutaj idealnie zazębia i czuć w tych nagraniach gotującą się w żyłach krew. Bo, niby muzycy młodsi od metalowych dinozaurów, ale czujący taki sam zew krwi, który towarzyszył narodzinom klasycznego dziś odłamu death czy black metalu. Materiał ten trwa niecałe trzydzieści pięć minut. Jeśli macie ochotę na podróż w czasie, a żona dopiero zaczęła obierać ziemniaki na obiad, to odsłuch „Evangelho do Conhoto” będzie najprawdopodobniej najlepszym sposobem na spędzenie tych kilku chwil przed posiłkiem dla ciała. Bardzo dobry materiał.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz