Túmulo
„Evangelho do Canhoto”
Caverna Abismal Rec. 2025
Túmulo to bardzo ciekawi ludzie są, że zacytuję
klasyka. Gdybym wam powiedział, że oto zespół pochodzi ze Szwajcarii, i gra
speed / black metal, to bankowo mielibyście nie te skojarzenia, które
powinniście. Ale jak już zasugeruję, żebyście dokładnie przyjrzeli się logo
zespołu? Coś powinno zaświtać. A jeśli zerkniecie na tytuły utworów? No po
szwajcarsku, to one nie są, co nie? No to dalej, co jeśli głównodowodzącym jest
człowiek mający brazylijski rodowód? Aaaaa, no to już nawigacja zaczyna działać!
Równie dobrze zespół mógłby stacjonować w Ameryce Południowej, ale wiadomo,
obecnie jesteśmy obywatelami świata i wszystko się popierdoliło. Do rzeczy…
„Ewangelia Lewej Ścieżki” to stara szkoła grania ze wspomnianego przed chwilą
kontynentu. Echa wczesnej Sepultury, Vulcano czy Sarcofago są bowiem na tych
nagraniach nad wyraz słyszalne. Nie jest to żadne odkrywanie nowych lądów, ale,
co zaznaczyć trzeba z odpowiednią stanowczością, nie jest to też prostolinijne
kopiowane starych wzorców. Co najwyżej kontynuacja, albo współczesna wersja
dziczy, którą wspomniane zespoły prezentowały kilka dekad temu. Może i
pozbawionej tego elementu zaskoczenia, towarzyszącego nagraniom klasyków w
tamtym okresie, ale nie mniej wkurwionej, satanistycznej, i stojącej w opozycji
do dzisiejszego, bardzo ugrzecznionego oblicza black, czy thrash metalu.
Panowie nie pierdolą się w tańcu, tylko gnają prosto przed siebie, często na
pełnych obrotach, przynajmniej jeśli za standardy szybkości uznamy te panujące
na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Poza ostrymi jak
brzytwa riffami poczęstują nas jadowitymi solówkami, wyśmienicie
podkreślającymi starodawny rodowód ich twórczości. No i te wokale, jak
wspomniałem śpiewane po hiszpańsku… Bez dodatkowych efektów, czysty wkurwiony
krzyk, z tą charakterystyczną dla tamtego zakątka globu intonacją. Wszystko się
tutaj idealnie zazębia i czuć w tych nagraniach gotującą się w żyłach krew. Bo,
niby muzycy młodsi od metalowych dinozaurów, ale czujący taki sam zew krwi,
który towarzyszył narodzinom klasycznego dziś odłamu death czy black metalu.
Materiał ten trwa niecałe trzydzieści pięć minut. Jeśli macie ochotę na podróż
w czasie, a żona dopiero zaczęła obierać ziemniaki na obiad, to odsłuch
„Evangelho do Conhoto” będzie najprawdopodobniej najlepszym sposobem na
spędzenie tych kilku chwil przed posiłkiem dla ciała. Bardzo dobry materiał.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz