Lychgate
„Precipice”
Debemur Morti Productions 2025
Lychgate
już kilka lat sobie gra, bo robi to od 2011 roku i od samego początku komponuje
awangardowy black metal, który wiele źródeł porównuje do Blut aus Nord. Czy to
pójście na skróty, czy prawda nie wiem, ponieważ osobiście nie gustuje w takim
ujęciu, ale muszę przyznać, że ci Brytyjczycy szyją muzę nietuzinkową. Nowa
płyta nie jest czymś nowym w ich repertuarze, gdyż panowie w dalszym ciągu
zapodają połamany i odjechany bleczur. Pełno tu dysonansów, nastrojowego
plumkania, dzikich zrywów i pokręconych, improwizacyjnych elementów. Wszystko
to w towarzystwie pianina i syntezatorów tworzy eksperymentalnie podaną
rogaciznę, która gwarantuje brak nudy, bo dzięki jej częstym zmianom kierunku i
dźwiękowego ich natężenia w stan hipnozy wprowadzić nikogo nie da rady. To
mroczna i emocjonalna muzyka, złożona z wielu pierwiastków, które posklejane są
momentami na siłę, ale chyba to dobrze przemyślany zabieg. Za jego pomocą
Lychgate generuje gwałtowną i gęstą gędźbę, której agresywność wyciszana jest
okresowo przez bardziej klimatyczne riffy czy przerywniki, co potęguje jej
kolejne wybuchy, nadlatujące jakby z znikąd i atakujące z pełnym
zaangażowaniem. „Precipice” to dobrze zaprojektowana maszyna, szturmująca
zmysły jazzowymi wstawkami, rozległymi, klawiszowymi pasażami oraz atonalnym i
miażdżącym kostkowaniem. Całość płynie oczywiście w zmiennych tempach, wijąc
się w spazmach i chwilami okrutnych boleściach. Trochę też w tym melodii,
gotyckiej atmosfery no i rzecz jasna dramatyzmu, którego sinusoida mocno
faluje, nie dając spokoju i wpędzając w nerwicę. Prawie pięćdziesiąt minut
materiału, który tworzy surrealistyczne pejzaże, przełamywane przez duszne i
ryjące beret akordy. Raz intensywnie, innym razem spokojnie, ale przez cały
czas ambitnie, choć nieco zbyt teatralnie. Fani pokombinowanego black metalu
powinni być syci, bo najnowszemu daniu od tych pięciu kucharzy treści nie
brakuje.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz