Temple of Katharsis
„Worshipers of the Ancient Necromancy”
Theogonia Records 2025
Długo tym Grekom zeszło na nagraniu debiutanckiego albumu, który ukazał się dwa lata temu. Widać zabrali się do roboty, bo właśnie mamy kolejny krążek. Na „Worshipers of the Ancient Necromancy” najbardziej podoba mi się intro, ponieważ łączy w sobie świetne, mroczne dźwięki z norweszczyzną, z której momentami przebijają wpływy Burzum, ale reszta tej płyty nie jest wcale taka zła jak na grecki zespół oczywiście. Dobra nie będę się pastwił, ponieważ Temple of Katharsis bardzo sprytnie w swoich kompozycjach wybełtali skandynawskie i hellenistyczne ujęcie black metalu, przez co osiągnęli coś oryginalnie brzmiącego. Dodatkowo ich diabelszczyzna mocno doprawiona jest klasycznym typem tego rzępolenia z lat osiemdziesiątych. To prosta muzyka, korzystająca z dobrodziejstw thrashowego kostkowania oraz typowych dla drugiej fali, tremolando. Całość obdarzona surową produkcją, płynie w wartkim tempie i całkiem nieźle kołysze, częstując niewyszukanymi melodiami, które jednak dalekie są od innych kapel z południowego krańca Półwyspu Bałkańskiego. Za to sypią idealną warstwą szronu i odpowiednią dawką greckiej atmosferyczności, dzięki której z tego albumu nie wieje tylko zimnem, ale także mistycznym klimatem. Klimatem, który w tym przypadku nie jest ani cukierkowy, ani pompatyczny, do czego zdążyli już dawno przyzwyczaić niektórzy „szatańscy metalowcy” z Grecji. Temple of Katharsis gra tutaj przyzwoity black metal, który swoim usposobieniem, podkreślonym przez ciekawe wokalizy, chwilami może przypominać to, co niegdyś kazali słuchać pewni Norwegowie na „Transilvanian Hunger”. Jednakże większa melodyjność i wychylający się okresowo na pierwszy plan „hellenizm” z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ratuje ten album przed oskarżeniami o plagiat. Ok, trochę sobie żartuje, ale nie mogę się od tego powstrzymać, obcując z brygadą z Grecji. Ten przypadek nie jest w żadnym razie beznadziejny. Typowy black metal z duszą, która coś wyraża. Wysoko nastrojone gitary, wycofany bas i kontrastowo do wioseł gęsta perkusja. Szorstkie i groźnie brzmiące wokale, biczujące riffy i dobrze wkręcające się tremolo robią robotę. Nic nowego, lecz słucha się tego łatwo i przyjemnie. Fanom klasyki polecam, nie powinni być zawiedzeni.
shub niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz