czwartek, 25 grudnia 2025

Recenzja Velmorth „Feral Dominion”

 

Velmorth

„Feral Dominion”

Purity Through Fire 2025

 


To jednoosobowy szyld, za którym stoi niemiecki twórca Revenant, mający także swój udział w takich kapelach jak Order of Nosferat i Sarkrista. To debiutancka jego płyta pod tą nazwą, z której leci chłodem zatem jak się każdy pewnie domyśla jest to black metal. Rogacizna oparta na skandynawskich wzorcach, czyli kłębiące się tremolo i trochę thrashowego kostkowania przy asyście wyraźnego basu i ciepło brzmiących bębnów. Aha, jeszcze są wokale, a Revenant wrzeszczy ostro i wpiekłogłosy z zacięciem oraz niezłym wkurwem. Wszystko fajnie i pięknie, ale niestety jak dla mnie zbyt melodyjnie, bo te sialala i tralala szarpią mi strasznie nerwy i powodują migrenę. Poza tym, te siedem kawałków plus intro, odznacza się okrutną typowością i nic konkretnego nie ma do zaproponowania. Ot muzyczka leci sobie w zmiennych tempach, choć przeważają wartkie prędkości, snując „magiczne” opowieści o czasach starych i mrocznych, częstując bajkowymi harmoniami i tylko patrzeć jak zza fotela lub z łazienki wyskoczy jakiś zły Saruman bądź Uruk-hai, rzucając się mi do gardła. Brrr, nie mogę tego słuchać, bo bardzo się boję, ale przecież muszę coś napisać. Trochę relanium i będzie dobrze. Dobra, koniec znęcania się nad Velmorth. Ginący w morzu innych, podobnych produkcji black metal, który według mnie nie ma szans na przyciągnięcie do siebie poważnego odbiorcy tego gatunku. Wszystko to co na „Feral Dominion” już kiedyś było w lepszej lub gorszej formie i nie jest w stanie niczym do siebie przyciągnąć. Ani na płaszczyźnie kompozycyjnej, ani pod względem emocjonalnym. Muzyczny obrazek pozbawiony siły wyrazu i odpowiednich kolorów, nie mówiąc już nic o atmosferyczności. Diabelszczyzna w miałkiej i mocno wyświechtanej formie, o zapachu taniego wampiryzmu. Sorry, ale jestem na nie.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz