Zaratus
„Those
Who Dwell Beyond”
Ván Records 2025
Pewnie
miłośnicy greckiego black metalu znają tą kapelę i z niecierpliwością czekają
na jej kolejną płytę. Oto ona. Osiem numerów i pięćdziesiąt minut materiału,
który usatysfakcjonuje ich w pełni. To obecny obraz hellenistycznej
diabelszczyzny, który ewoluował w dziwnym jak dla mnie kierunku, choć muszę
stwierdzić, że… e tam, ugryzę się w język. Można lubić tą odmianę rogacizny lub
nie, ale ja, jako za nią nieprzepadający, przyznać jestem winny, że panowie
tutaj zrobili kawał dobrej roboty. Na drugim krążku Zaratus zapodaje mocno
zróżnicowane aranżacje, w których jest pełno zmian tempa, przejść z jednego
kostkowania w drugie. Wyraźnie odznaczają się skandynawskie pierwiastki jak
również te greckie, podbite specyficzną dla tego regionu Europy sekcją
rytmiczną. Niejednolite, lecz ostre i sugestywne są także wokalizy, które
zmienną formą i natężeniem doskonale wpisują się w odpowiednie momenty każdego
z utworów. Fantastycznie grają również syntezatory, kreując epickie i chwilami
wręcz symfoniczne pasaże. Przepyszne są klimatyczne zwolnienia, surowe i
agresywne ataki, a także wykraczające poza zwyczajowy (nawet grecki) black
metal, progresywne akordy. Zaratus zaskakuje również melodyką, która w ich
przypadku nie jest aż tak melancholijna i ckliwa jak obecnie u innych
przedstawicieli tamtej sceny. Całość w punkt połączona niesie mistyczną i o
różnych obliczach muzykę, z której płynie duch raczkującego niegdyś bleczura z
tamtych ziem, mieszając się z jego współczesnym, bardziej gładkim ujęciem.
Dobra, koniec z obiektywizmem. Subiektywnie, to grecki black metal jakiego nie
trawię, bo jego nachalny rytualizm i wzniosłość zbyt ostro zalatuje teatralnością.
W tej muzyce nie ma zła, no może objawia się ono w niektórych partiach
wokalnych, ale jeżeli chodzi o resztę, to wyłapuję tutaj tylko pompatyczność i
nadmierną chęć do stworzenia dzieła doskonałego, pięknego w swej ohydzie, co
skutkuje albumem przeładowanym wszelką ornamentyką, dla której black metal
wydaje się być jedynie tłem. Tłem niepotrzebnym, które wyblakło (trochę w tym
prawdy, ale nie generalizujmy), i które zastąpić trzeba czymś skonstruowanym z
rozmachem oraz wypchanym czym się da i po brzegi, na miarę wielkiego, czarciego
studium. Jednakże nie pozostaje nic innego jak pogodzić się z wizją twórców,
którzy tak właśnie pragną przelewać negatywne emocje na pięciolinię, bo
odpowiedniego napięcia na „Those Who Dwell Beyond” nie brakuje. Takie
postrzeganie black metalu może być intrygujące i przyciągać fanów. Niestety nie
dla mnie, gdyż w złowrogości tego materiału, przełożonej na dość wyrafinowaną
orkiestrację widzę tylko iluzję.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz