Haunted Cenotaph
“Primitive Rituals of
Ancient Death”
Fallen Temple 2025
Jak by nie liczyć, debiutancki album Haunted
Cenotaph ukazał się pięć lat temu. Na tyle dawno, bym niemal o zespole
zapomniał. Na szczęście okazuje się, że chłopaki nadal żyją, i, co
najważniejsze, mają się dobrze. Dowodem tego najnowsza EP-a, serwowana ponownie
nakładem Fallen Temple. Materiał to co prawda krótki, bowiem zawierający cztery
kompozycje, jednak jest to wystarczająca dawka przypominająca, by rozwiać moje
wcześniejsze obawy. Mam też nadzieję, że jest to jednocześnie zapowiedź
drugiego dużego materiału od Rzeszowian. No ale skupmy się na zawartości
Prymitywnych Rytuałów. Pierwszy numer to typowy wprowadzacz, kawałek instrumentalny,
mocno zajeżdżający stonerowym ziołem, od którego panowie już wcześniej nie
strnili.. Kolejne dwa to dokładnie to, czego po Haunted Cenotaph można
oczekiwać. Czyli swoista mieszanka death metalu z jego nieco tęższym, doomowym
bratem. Czuć tutaj zarówno ducha staroszkolnej epoki śmierć metalu spod znaku
Asphyx czy Morgoth, jak i nieco bardziej dociążonej melancholii pokroju, dajmy
na to, wczesnego My Dying Bride. Ten ostatni przewija się zwłaszcza w kawałku
trzecim, czyli „Plague of Centuries”, gdzie charakterystyczne gitarowe
wykończenia, okraszone bardzo podobnym do pierwowzoru brzmieniem, wyraźnie
wskazują na brytyjski rodowód. Co ciekawe, w ramach tegoż utworu znajdziemy
jeszcze kilka innych, zupełnie odmiennych odnośników, chwilami zahaczających
nawet o masywny, ale rytmiczny thrash / death, z jednoczesnym BoltThorowerowym
zabarwieniem. Zwłaszcza riff w drugiej połowie kawałka, to dla mnie czysty Miotacz
Gromów, zagrany trzydzieści procent szybciej, i nie tak ociężały jak oryginał.
No dobra, trochę się bawię tymi porównaniami, ale to tylko dlatego, iż chcę
zasygnalizować, że nawet jeśli Haunted Cenotaph czerpią inspiracje z klasyków,
to jednak zasadniczo stronią od metody kopiuj / wklej. Na deser, choć to trochę zbyt adekwatne słowo,
biorąc pod uwagę, że „Primitive Rituals of Ancient Death” jest jedynie
przystawką, otrzymujemy cover z jedynki Unleashed „…And the Laughter Has Died”.
Zagrany trochę po swojemu, jednak z utrzymaniem ducha oryginału. I tyle. Trochę
mało, ale musi wystarczyć. Przynajmniej na tą chwilę, bo, jak wspomniałem, mam
nadzieję, że panowie ostro pracują nad czymś większym. Czekam z
niecierpliwością.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz