Parasito
„Despoblador II”
Signal Rex / Vertebrae 2025
Podoba wam się netoperek na okładce? Piękny, prawda?
Jeśli na zadane przeze mnie pytanie (pierwsze, bo drugie było retoryczne)
odpowiecie twierdząco, to możecie być pewni, że dźwięki zamieszczone na drugiej
płycie Parasito (docelowo ma to być trylogia, stąd też „II” w tytule) także
przypadną wam do gustu. Duet pochodzi z Hiszpanii, i tworzą go muzycy, którzy
na co dzień działają wspólnie również jako Aanomm (nawet nie pytam, czy ktoś
zna, bo już widzę ten las rąk w górze). Pod powyższym szyldem panowie tworzą
minimalistyczny, i surowy niczym wołowy tatar, black metal. Usłyszycie tutaj,
poza intro / outro, cztery numery. Dwa pierwsze oparte dosłownie na kilku
zapętlonych akordach, wygrywanych na wysoko strojonych, bzyczących gitarach,
podszytych jednolitym perkusyjnym podkładem. Co ciekawe, mimo tak dalece
posuniętego lo-fi, w owych tremolo czasem przewinie się jakaś wpadająca w ucho,
inspirowana wczesną Norwegią, kapkę podchodzącą pod Darkthrone, melodia.
„Cascuda III” to mały przerywnik, wolny i instrumentalny. Po nim natomiast
wjeżdża dwunastominutowy kolos, w którym, choćby ze względu na czas trwania,
dzieje się nieco więcej. Panowie w pewnym momencie hamują niemal do zera,
zaczynając coś na zasadzie czystej improwizacji, a wtedy temperatura otoczenia
spada jeszcze bardziej poniżej zera. W drugiej części wracamy ponownie do
wcześniejszego schematu, by na zakończenie albumu usłyszeć ambientowe,
czterominutowe outro. Powiem wam tak… Niby minimalizm, niby prostota, ale
przyznam, że słucha się tego naprawdę nieźle. Zwłaszcza dlatego, że Hiszpanie,
w odróżnieniu od swoich najbliższych sąsiadów, nie przekraczają cienkiej
granicy oddzielającej oszczędność od bezcelowego brzęczenia. Oczywiście fani
bardziej przystępnego odłamu gatunku nie mają tutaj czego szukać, ale jeśli
cenicie sobie w black metalu wszystko to, o czym wspomniałem powyżej, to na
pewno czas poświęcony „Despoblador II” nie będzie straconym.
- jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz