sobota, 20 grudnia 2025

Recenzja Primitiae Dormientium „The Ash Chalice”

 

Primitiae Dormientium

„The Ash Chalice”

Putrid Cult 2026

Primitiae Dormientium to projekt, który zadebiutował, jednoosobowo, w formacie cyfrowym, w pierwszej połowie bieżącego roku, wydając na świat dziecko o imieniu „The Flame Vessel”. Materiał ten w październiku wydała na nośniku fizycznym Old Forest Production, a ledwo to się stało, światło dzienne (czy też internetowe) ujrzał „The Ash Chalice”, drugi krążek Poznaniaków (tak, bo tym razem już jako duetu), a który to z kolei ufizyczni w pierwszym miesiącu przyszłego roku Putrid Cult. Twórczość Primitiae Dormientium to black metal, mocno inspirowany drugą falą skandynawskiego, głównie szwedzkiego, black metalu. W zasadzie nic nowego, ale o wynajdowanie koła na nowo w tym temacie niezwykle trudno. Przyznać jednak należy, że na tym poletku K i M radzą sobie nad wyraz dobrze, by nie powiedzieć bardzo dobrze. „The Ash Chalice” to nieco ponad czterdzieści minut muzyki przeważnie utrzymanej na wysokich obrotach. Bynajmniej nie monotonnej czy banalnej. Sporo tutaj tasujących się harmonii przywołujących w pamięci takich klasyków jak, przede wszystkim, Marduk czy Setherial. Czyli chłód i ostre cięcia, z dokładnie, niemal z aptekarską dokładnością, dozowaną dawką melodii. Takie połączenie doskonale sprawdza się od dekad, a że muzycy czarną sztukę znają zapewne od podszewki, to sprawdza się i tutaj. Te osiem kompozycji to czysta chłosta, bat spadający na plecy Chrystusa, tudzież włócznia wbijana w jego bok. Porównanie nie bezcelowe, bowiem pod względem lirycznym, materiał ten ma wydźwięk silnie religijny. Ponadto nagrania te byłyby idealną wizualizacją do bezlitosnego zadawania ciosów na grzbiet „zbawicielowi świata”, bowiem tempo trzymane przez Primitiae Dormientium jest zazwyczaj wściekłe i równie bezlitosne, co rzymscy żołnierze. Co prawda, trafiają się na tym albumie numery wolniejsze, jak choćby „Tombs of Annihilation”, czy w przeważającej większości „Endless Afiliation”, ale nawet tutaj nie brak muzyce jadu i nienawiści. Wspomniałem o Szwecji, acz w kilku momentach, zwłaszcza tych, gdzie sposób riffowania jest mocno natarczywy, przypominający napierający blizzard, a rytmy wybijane przez perkusję mocno mechaniczne, dopuszczalne są także skojarzenia z Mysticum. Równie bezwzględne co sama muzyka są wokale. Może nie jakieś ekstremalne, powodujące ból gardła u słuchacza, jednak wyjątkowo surowe i emocjonalne. Śpiewane zarówno po angielsku, jak i po naszemu, i bynajmniej nie są to jakieś farmazony, czy inna grafomania. Pod względem brzmienia mamy tutaj drugofalową sterylność, i chyba nikomu, kto w gatunku siedzi dłużej niż dwa tygodnie, pojęcia tego tłumaczyć nie trzeba. To wszystko, zebrane do kupy, czyni „The Ash Chalice” materiałem we wszech miar wartym zainteresowania. I jest kolejną, bardzo silną cegłą, w murze polskiej blackmetalowej twierdzy. Wiem, że po „choince” możecie być spłukani z kasy, jednak warto schować sobie do skarpety kilka talarów i nabyć ten album jak tylko się pojawi. Bo będzie to bardzo udany zakup, to mogę zagwarantować.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz