czwartek, 20 października 2022

Recenzja Kampfar „Til Klovers Takt”

 

Kampfar

„Til Klovers Takt”

Indie Recordings 2022

Kampfar to już weterani na metalowej scenie. Od momentu, kiedy powstał, a było to w 1994 roku, do dzisiaj ma na koncie osiem płyt i kilkanaście singli. W nasze święto narodowe, czyli jedenastego listopada ukaże się właśnie ta ostatnia, czyli już dziewiąta „Til Klovers Takt”. Ci, którzy znają ich twórczość, wątpię w sumie, że tacy nie istnieją, to wiedzą jakim gatunkiem Norwegowie się zajmują. Od samego początku w ich muzyce słychać potężne wpływy tradycji kraju, z którego pochodzą. Elementy folkowe i pogańskie były bardzo wyraźne więc muzykowanie tych panów zaliczono do Pagan Black Metalu. Pomimo dość dużej melodyjności granie tego kwartetu nie było pozbawione agresywności i chłodu oraz typowego dla norweskiego sposobu na black metal zaangażowania. W pierwszym etapie działalności kompozycje Kampfar oparte były na tradycyjnym trzonie i przypominały swym wydźwiękiem Enslaved czy też Taake. W pewnym momencie, a dokładnie przy nagrywaniu płyty „Djevelmakt”, ich styl się nieco zmienił. Norwegowie skręcili w lekko progresywne rejony. Co prawda nowe utwory delikatnie zatraciły klasyczny wymiar, ale za to nabrały nieco innego charakteru. Tak sprawy mają się do dzisiaj. Najnowsza propozycja tego bandu jest konsekwentnym rozwinięciem zamysłu obranego w 2014 roku. Oprócz takich cząstek składowych jak pagan czy folk pojawiło się również sporo pierwiastków znanych z Viking Metalu, jak choćby podniosłe melodie i czyste śpiewy. Wokalista nie zapomina również o innych formach wyrazu. Jego zwyczajowo czarcie wokale są cały czas ostre jak sztylet, bo takie imię właśnie przybrał. Dolk, po raz dziewiąty daje radę i robi zajebistą robotę, urozmaicając materiał różnorodnymi wokalizami. Dzieje się tak w zależności od tego na jakim etapie danego kawałka się znajduje. W zadzierżystych i stanowczych partiach jest zjadliwy. Podczas hieratycznych momentów zamienia się w nisko tonowe deklamacje bądź wzniosłe, a także chwytające za gardło zaśpiewy, przypominające Bathory z wiadomego okresu. Tempo na „Til Klovers Takt” jest zróżnicowane. Dostajemy tutaj całą gamę. Od przeważających średnich prędkości, poprzez dostojne chwile, aż do nagłych wojennych wybuchów, kojarzących się z Funeral Mist czy Marduk. Wieloraka motoryka powoduje, że numery nie posiadają już tej liniowości jak bywało na początku kariery Kampfar. Ich struktura jest teraz unowocześniona oraz wielopostaciowa, co chyba nie powinno przeszkadzać bardziej ortodoksyjnym odbiorcom. Dlaczego? Ano dlatego, że jest tu wszystko na swoim miejscu. Nie zważając na sączącą się z produkcji melodyjności i patetyczności, mamy zimne gitary, wspaniałą sekcję rytmiczną, a to wszystko wspomagane jest syntezatorowym tłem, które niekiedy przywodzi wspomnienia z „The Eye” Diamonda. Trzeba też nadmienić, iż wspomniana melodyka w prostej linii wynika z korzeni twórców i nie stanowi formy przypodobania się miłośnikom przyjemniejszych odmian metalu. Poza tym to innowacyjne podejście, w tym przypadku, nie odbiera tej muzyce mocy. Jest lodowato, buńczucznie i poważnie. Tych czterech Norwegów z odpowiednim respektem podchodzi do Black Metalu. Czuć, że generowane przez nich dźwięki wypływają prosto z serca. Na co dzień nie słucham tego typu muzyki, ale moim zdaniem „Til Klovers Takt” to genialna pogańska płyta, wypełniona wieloma pomysłami i niesamowitym klimatem. Fanom tego odłamu powinna wejść bez popitki, lecz uważam, że zwolennicy surowego grania również winni ją sprawdzić. Zalecam kilka odsłuchów. Jeden może być niewystarczający.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz