Kampfar
„Til
Klovers Takt”
Indie Recordings 2022
Kampfar
to już weterani na metalowej scenie. Od momentu, kiedy powstał, a było to w
1994 roku, do dzisiaj ma na koncie osiem płyt i kilkanaście singli. W nasze
święto narodowe, czyli jedenastego listopada ukaże się właśnie ta ostatnia,
czyli już dziewiąta „Til Klovers Takt”. Ci, którzy znają ich twórczość, wątpię
w sumie, że tacy nie istnieją, to wiedzą jakim gatunkiem Norwegowie się
zajmują. Od samego początku w ich muzyce słychać potężne wpływy tradycji kraju, z
którego pochodzą. Elementy folkowe i pogańskie były bardzo wyraźne więc
muzykowanie tych panów zaliczono do Pagan Black Metalu. Pomimo dość dużej
melodyjności granie tego kwartetu nie było pozbawione agresywności i chłodu
oraz typowego dla norweskiego sposobu na black metal zaangażowania. W pierwszym
etapie działalności kompozycje Kampfar oparte były na tradycyjnym trzonie i przypominały
swym wydźwiękiem Enslaved czy też Taake. W pewnym momencie, a dokładnie przy
nagrywaniu płyty „Djevelmakt”, ich styl się nieco zmienił. Norwegowie skręcili
w lekko progresywne rejony. Co prawda nowe utwory delikatnie zatraciły
klasyczny wymiar, ale za to nabrały nieco innego charakteru. Tak sprawy mają
się do dzisiaj. Najnowsza propozycja tego bandu jest konsekwentnym rozwinięciem
zamysłu obranego w 2014 roku. Oprócz takich cząstek składowych jak pagan czy
folk pojawiło się również sporo pierwiastków znanych z Viking Metalu, jak
choćby podniosłe melodie i czyste śpiewy. Wokalista nie zapomina również o
innych formach wyrazu. Jego zwyczajowo czarcie wokale są cały czas ostre jak
sztylet, bo takie imię właśnie przybrał. Dolk, po raz dziewiąty daje radę i
robi zajebistą robotę, urozmaicając materiał różnorodnymi wokalizami. Dzieje
się tak w zależności od tego na jakim etapie danego kawałka się znajduje. W
zadzierżystych i stanowczych partiach jest zjadliwy. Podczas hieratycznych
momentów zamienia się w nisko tonowe deklamacje bądź wzniosłe, a także
chwytające za gardło zaśpiewy, przypominające Bathory z wiadomego okresu. Tempo
na „Til Klovers Takt” jest zróżnicowane. Dostajemy tutaj całą gamę. Od przeważających
średnich prędkości, poprzez dostojne chwile, aż do nagłych wojennych wybuchów,
kojarzących się z Funeral Mist czy Marduk. Wieloraka motoryka powoduje, że
numery nie posiadają już tej liniowości jak bywało na początku kariery Kampfar.
Ich struktura jest teraz unowocześniona oraz wielopostaciowa, co chyba nie
powinno przeszkadzać bardziej ortodoksyjnym odbiorcom. Dlaczego? Ano dlatego,
że jest tu wszystko na swoim miejscu. Nie zważając na sączącą się z produkcji
melodyjności i patetyczności, mamy zimne gitary, wspaniałą sekcję rytmiczną, a
to wszystko wspomagane jest syntezatorowym tłem, które niekiedy przywodzi
wspomnienia z „The Eye” Diamonda. Trzeba też nadmienić, iż wspomniana melodyka
w prostej linii wynika z korzeni twórców i nie stanowi formy przypodobania się
miłośnikom przyjemniejszych odmian metalu. Poza tym to innowacyjne podejście, w
tym przypadku, nie odbiera tej muzyce mocy. Jest lodowato, buńczucznie i
poważnie. Tych czterech Norwegów z odpowiednim respektem podchodzi do Black Metalu.
Czuć, że generowane przez nich dźwięki wypływają prosto z serca. Na co dzień
nie słucham tego typu muzyki, ale moim zdaniem „Til Klovers Takt” to genialna
pogańska płyta, wypełniona wieloma pomysłami i niesamowitym klimatem. Fanom
tego odłamu powinna wejść bez popitki, lecz uważam, że zwolennicy surowego
grania również winni ją sprawdzić. Zalecam kilka odsłuchów. Jeden może być
niewystarczający.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz