czwartek, 6 października 2022

Recenzja LUNAR SPELLS „Demise of Heaven”

 

LUNAR SPELLS

„Demise of Heaven”

Northern Silence Productions 2022

Niemal z dokładnością szwajcarskiego zegarka raczą nas Grecy z Lunar Spells swoimi kolejnymi albumami. We wrześniu zeszłego roku mogliśmy zasłuchiwać się w dźwiękach ich pierwszego pełniaka, nadszedł wrzesień 2022 i oto możemy obcować z ich drugą, dużą pytą zatytułowaną „Demise of Heaven”, która to oczywiście ponownie ukazała się pod rozłożystymi skrzydłami Północnej Ciszy. Żadnej, stylistycznej rewolucji na tym krążku nie ma, bo też i chyba nikt na nim takowej nie oczekiwał. Jest to raczej naturalna kontynuacja twórczości, jaką znamy z poprzednich produkcji zespołu. Po raz kolejny zatem dostajemy w twarz surowym, jadowitym Black Metalem wyraźnie zainspirowanym skandynawską II falą. Jazda jest tu zatem konkretna, a z poszczególnych kompozycji sączy się nienawiść i mizantropia. Płytkę tę oparto na klasycznej, sprawdzonej już wielokrotnie formule. Beczki sieją zatem siarczysty rozpierdol, ziarnisty bas rozrywa na strzępy, zimne riffy o chropowatych zakończeniach tną głęboko, a złowieszczy scream bluźni na potęgę. Podobnie jak na wcześniejszych materiałach hordy całość zatopiona jest w mrocznych, drapieżnych  melodiach, a piekielny, złowróżbny klimat podkreśla fachowo użyty klawisz. Słychać wyraźne odniesienia do Norweskich i Szwedzkich matuzalemów czarciego grania, ledwie wyczuwalną szczyptę demonicznej Hellady także można tu poczuć, ale odnoszę jednocześnie nieodparte wrażenie, że środek ciężkości najnowszego krążka Greków przesunął się nieco bardziej w stronę Kraju Tysiąca Jezior. Więcej tu bowiem charakterystycznej, fińskiej, przenikliwej, chłodnej melancholii, którą można wyczuć w pracy wiosła, oraz ogólnej chwytliwości, która jednak w żaden sposób nie wpływa na wściekły szlif, jaki posiadają wałki zawarte na tym albumie. Cóż, Lunar Spells z pewnością nie zaliczają się do wizjonerów Black Metalu, ale „Upadek Nieba” to fachowo skrojony, przekonujący ochłap dobrej diabelszczyzny. Uważam także, że jak na razie, to najlepsze z dotychczasowych wydawnictwo tej hordy, a przynajmniej mnie się ono najbardziej podoba, mimo że tak po całości,to dupy może i nie urywa. Jeżeli zatem ktoś z Was ma po prostu ochotę na dobry, rzemieślniczy, jadowity Black Metalowy album bez udziwnień i lizania się po fujarach, ten śmiało może sięgać po „Demise of Heaven”. Nie poczuje zawodu.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz