SNØGG
„Dan,
Ko Je Vrag Vzel Šalo”
Independent
2022
Na początku XX wieku, a
konkretnie ok roku 1915 wykształcił się w literaturze i sztuce światowej ruch
zwany Dadaizmem. Głównymi jego hasłami były dowolność wyrazu artystycznego,
zerwanie z wszelką tradycją i swoboda twórcza odrzucająca jakiekolwiek kanony.
Wspominam o tym dlatego, że po przesłuchaniu trzeciego albumu słoweńskiego
duetu Snøgg stwierdziłem, że ich muzykę tu zawartą można z powodzeniem nazwać
Dadaistycznym Black Metalem. Słoweńska horda, choć zakorzeniona z pewnością w klasycznym,
diabelskim graniu II fali zdecydowanie zrywa tu z konwenansami i sztywnymi
ramami gatunku serwując nam mieszankę, w której prócz typowych czarcich
struktur odnajdziemy sporo mrocznej awangardy, dark Jazzu, czy też
alternatywnego, kwaśnego rocka z lat 90-tych. Na pewno niestandardowa to
płytka, ale słucha się jej naprawdę dobrze, a nie zawsze dzieje się tak w
przypadku niekonwencjonalnie zbudowanych albumów, do których niewątpliwie
należy „Dan, …” Krążek ten zawiera bowiem jeden, trwający niespełna 21 minut
utwór, który w pierwszej swej części czaruje ciekawymi rozwiązaniami, w którym
każdy segment prowadzi do następnego. Jest tu pewna chromatyczna, rytmiczna
ciągłość, która prowadzi słuchacza przez zmieniającą się intensywność i ponurą
kolorystykę tego wałka, a nawet jeżeli dźwięki te uciekają stosunkowo daleko poza szeroko pojęte, Black Metalowe
ramy, to czarne linie wokalne trzymają ten bajzel za pysk i scalają wszystko
zusammen razem do kupy. I tak dzieje się mniej więcej przez ¾ tego utworu. Końcowa
jego część i zarazem swoisty finał tej produkcji to już niemal typowo literacki
Dadaizm, a definicja poematu dadaistycznego jest taka: „włóżcie słowa do
kapelusza, wyciągnijcie na chybił trafił, a otrzymacie poemat dada”. Taka
właśnie jest ostatnia część tej płytki. Można odnieść wrażenie, że poszczególne
elementy w końcowej części tej kompozycji wyciągane są losowo z owego kapelusza
i układane w zależności od tego, co akurat się trafi (a usłyszymy tam dźwięki
rogów, smyczków, syntezatory, industrialny hałas i nawiedzoną poezję słowa
mówionego). Przez te przypadkowe pozornie dźwięki prowadzi słuchacza jeden
centralny, zniekształcony ton, oraz słyszalne na drugim planie demoniczne,
opętane, Black Metalowe wokalizy i chwilami nieco chaotyczne dysonanse
architektury muzycznej. Wwiercają się w skronie i tyrają te końcowe dźwięki
niezgorzej, a w porównaniu z pierwszą, bardziej poukładaną częścią, przywodzącą
na myśl studiowanie okultystycznej księgi, jawią się one jako ekstremalne i
kojarzą z przyzywaniem mocy piekielnych.
Nie jest to z pewnością płyta dla każdego, ale wszyscy, którzy cenią popapraną,
nieskrępowaną myśl twórczą odnajdą na trzecim krążku Snøgg bardzo wiele
elementów, które zrobią im dobrze niczym pojebana poezja dadaistów. Ja chylę
czoła przed pomysłem i swobodnym wykonaniem, ale na deski mnie ten album nie
posłał. Nie zaprzeczam jednak, że niepospolita i warta sprawdzenia to muza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz