sobota, 22 października 2022

Recenzja SNØGG „Dan, Ko Je Vrag Vzel Šalo”

 

SNØGG

„Dan, Ko Je Vrag Vzel Šalo”

Independent 2022

Na początku XX wieku, a konkretnie ok roku 1915 wykształcił się w literaturze i sztuce światowej ruch zwany Dadaizmem. Głównymi jego hasłami były dowolność wyrazu artystycznego, zerwanie z wszelką tradycją i swoboda twórcza odrzucająca jakiekolwiek kanony. Wspominam o tym dlatego, że po przesłuchaniu trzeciego albumu słoweńskiego duetu Snøgg stwierdziłem, że ich muzykę tu zawartą można z powodzeniem nazwać Dadaistycznym Black Metalem. Słoweńska horda, choć zakorzeniona z pewnością w klasycznym, diabelskim graniu II fali zdecydowanie zrywa tu z konwenansami i sztywnymi ramami gatunku serwując nam mieszankę, w której prócz typowych czarcich struktur odnajdziemy sporo mrocznej awangardy, dark Jazzu, czy też alternatywnego, kwaśnego rocka z lat 90-tych. Na pewno niestandardowa to płytka, ale słucha się jej naprawdę dobrze, a nie zawsze dzieje się tak w przypadku niekonwencjonalnie zbudowanych albumów, do których niewątpliwie należy „Dan, …” Krążek ten zawiera bowiem jeden, trwający niespełna 21 minut utwór, który w pierwszej swej części czaruje ciekawymi rozwiązaniami, w którym każdy segment prowadzi do następnego. Jest tu pewna chromatyczna, rytmiczna ciągłość, która prowadzi słuchacza przez zmieniającą się intensywność i ponurą kolorystykę tego wałka, a nawet jeżeli dźwięki te uciekają stosunkowo  daleko poza szeroko pojęte, Black Metalowe ramy, to czarne linie wokalne trzymają ten bajzel za pysk i scalają wszystko zusammen razem do kupy. I tak dzieje się mniej więcej przez ¾ tego utworu. Końcowa jego część i zarazem swoisty finał tej produkcji to już niemal typowo literacki Dadaizm, a definicja poematu dadaistycznego jest taka: „włóżcie słowa do kapelusza, wyciągnijcie na chybił trafił, a otrzymacie poemat dada”. Taka właśnie jest ostatnia część tej płytki. Można odnieść wrażenie, że poszczególne elementy w końcowej części tej kompozycji wyciągane są losowo z owego kapelusza i układane w zależności od tego, co akurat się trafi (a usłyszymy tam dźwięki rogów, smyczków, syntezatory, industrialny hałas i nawiedzoną poezję słowa mówionego). Przez te przypadkowe pozornie dźwięki prowadzi słuchacza jeden centralny, zniekształcony ton, oraz słyszalne na drugim planie demoniczne, opętane, Black Metalowe wokalizy i chwilami nieco chaotyczne dysonanse architektury muzycznej. Wwiercają się w skronie i tyrają te końcowe dźwięki niezgorzej, a w porównaniu z pierwszą, bardziej poukładaną częścią, przywodzącą na myśl studiowanie okultystycznej księgi, jawią się one jako ekstremalne i kojarzą z przyzywaniem  mocy piekielnych. Nie jest to z pewnością płyta dla każdego, ale wszyscy, którzy cenią popapraną, nieskrępowaną myśl twórczą odnajdą na trzecim krążku Snøgg bardzo wiele elementów, które zrobią im dobrze niczym pojebana poezja dadaistów. Ja chylę czoła przed pomysłem i swobodnym wykonaniem, ale na deski mnie ten album nie posłał. Nie zaprzeczam jednak, że niepospolita i warta sprawdzenia to muza.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz