Mord'A'Stigmata
„Like Snakes and Ants”
Pagan Rec. 2022
“Czy to są ci sami co za oknem?”. „Tak, to są ci
sami…”. „Czy oni coś mają?”. „Mają… Węże… Węże i mrówki…”. Tak mi się
mimochodem przypomniał ten dialog z „Uprowadzenia Agaty” jak tylko zobaczyłem
tytuł nowego krążka Mord’A’Stigmata. To już szóste duże wydawnictwo Małopolan.
Nie będę ukrywał, że zwłaszcza po dwóch wyjątkowo udanych „Hope” i „Dreams of
Quiet Places” moje oczekiwania wobec „Like Snakes and Ants” były bardzo
wygórowane. Jednocześnie zastanawiałem się, czy możliwe jest i tym razem
przeskoczyć tak wysoko ustawioną przez sam zespół poprzeczkę. Zacznijmy jednak
od tego, że nowa propozycja zespołu w dużym stopniu różni się od poprzedniczek.
Jest to płyta wyjątkowo spokojna i klimatyczna, odbiegająca znacznie od black
metalu. W zasadzie ze wspomnianego gatunku zostały na niej jedynie pierwiastki.
Pojawiło się za to sporo rocka gotyckiego, drum’n’bassu a także elementów
jazzowych. Niemal całkowicie zrezygnowano także z szorstkich wokali, że o
blackmetalowym wrzasku nie wspomnę. To, że zespół nie stronił nigdy od
eksperymentów jest dla każdego fana sprawą oczywistą, i nie inaczej jest tutaj.
Nie mniej jednak tym sześciu, trwającym łącznie czterdzieści minut, utworom
bliżej chyba do awangardy w stylu Wedrowcy-Tułacze-Zbiegi niż choćby
wspomnianych powyżej albumów autorskich. Absolutnie nie mam na myśli, że
panowie zgubili gdzieś po drodze własne Ja, lecz skręcili w zupełnie inne niż
dotychczas rejony. Mnóstwo tu melancholijnego nastroju, smutku i negatywnych
emocji. Wszystko toczy się w raczej wolnym tempie, bujając delikatnie i
otulając grubym kocem nostalgii. Słychać też, że ta nowa muzyka jest jakby
bardziej osobista i emocjonalna. Jest też zdecydowanie trudniejsza w odbiorze,
czego dowodem może być fakt, iż zacząłem odbierać ją w pełni, bez grymasu na
twarzy, dopiero po kilku sesjach. Zdecydowanie jest to album, który potrzebuje
czasu i odrobiny intymności by zaczął nam się zwierzać dogłębnie. Nie ma na nim
łatwych melodii czy wpadających w ucho zaśpiewów. Jest natomiast depresyjny
klimat i poczucie beznadziei. Odpowiadając jednak wprost na pytanie postawione
na początku… Nie. „Like Ants and Snakes” zdecydowanie nie przebija
poprzedniczki. Można nawet powiedzieć, że panowie zamiast skoku wzwyż nieco
odbili się od sufitu. Nie zmienia to jednak faktu, że ich nowy krążek jest na
pewno pozycją wartościową i wartą poznania. Ja jednak zdecydowanie bardziej
wolę klimaty w stylu „Dreams of Quiet Places”, więc do „Węży i Mrówek” powracać
będę od wielkiego dzwonu.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz