piątek, 28 października 2022

Recenzja CELESTIAL SEASON „Mysterium I”

 

CELESTIAL SEASON

„Mysterium I”

Burning World Records 2022

Powołany do życia w 1991 roku holenderski CelestialSeason to jeden z tych zespołów, który powrócił po kilku latach przerwy. Pierwsza rozłąka ze sceną trwała równą dekadę (2001-2011), druga, choć oficjalnie zespół wówczas się nie rozpadł,9 lat (2011-2020). Grupę tę znają z pewnością wszyscy starzy wyjadacze sceny Doom/Death, gdyż ich pierwsze dwa albumy („Forever Scarle tPassion” z 1993 i „Solar Lovers” z 1995 roku), to już w zasadzie klasyka tego gatunku. Później z sobie tylko wiadomych powodów kapela uderzyła w klimaty Stoner/Psychodelic, co w ostatecznym rozrachunku nie wyszło im na zdrowie.Po odrodzeniu owej brygady wszystko jednak, całe szczęście, wróciło na właściwe tory, a Celestial Season ponownie cieszy ucho, grając ciężki, momentami przytłaczający Doom/Death Metal sięgający mocno do swych korzeni. Najlepszym na to dowodem jest tegoroczny, drugi po comebacku, a ogólnie siódmy, długogrający krążek grupy zatytułowany „Mysterium I”. Często dzieje się tak, że lata spędzone z dala od kieratu i branżowej szamotaniny bardzo dobrze działają na muzyków, pozwalając im na nowo uwolnić swą pasję i wypłynąć ich kreatywności. Tak też stało się chyba i w tym przypadku, gdyż po zarzuceniu tego albumu, od samego początku w uszy rzuca się jego dojrzałość, jak i wytrawna pewność siebie. A krążek to zaprawdę wyśmienity, po same brzegi wypełniony soczystymi, monumentalnymi bębnami, tłusto rżniętym basem, który gniecie niemożliwie, gęstymi, ciężarowymi riffami, wyśmienitymi, narracyjnymi partiami solowymi i growlingiem o ponurej wymowie. Niewesołe wibracje hulają pomiędzy tymi wałkami a chwilami, jesteśmy wciągani na teren gospodarstwa agroturystycznego dla szukających wiecznego odpoczynku, zwanego cmentarzem. Atmosferę żałobnej melancholii, jaka unosi się nad tymi dźwiękami, podkreślają bardziej niż fachowo użyte skrzypce i wiolonczela, a także nieco rytualno-mistycznych deklamacji i odrobina męskiego chóru, który robi miażdżącą robotę w tytułowym wałku wieńczącym ten album. Swoje robią także posępne, grobowe melodie meandrujące pomiędzy riffami, czy też pachnące przytulną mogiłą pejzaże dźwiękowe. Cholernie podoba mi się ten materiał, prawdopodobnie dlatego, że czuje tu wyraźnie posmak lat 90-tych, kierujący me myśli w stronę wczesnych produkcji My Dying Bride, Paradise Lost, czy Anathema. Ten album brzmi tak, że śmiało mógłby być następcą „Forever Scarlet Passion”, czy „Solar Lovers”. Celestial Season powrócili w naprawdę wysokiej formie, co niewątpliwie ucieszy takich starych dziadów jak ja. Wyśmienity Doom/Death najwyższej jakości. Nie mam pytań. Może poza jednym. Kiedy kontynuacja „Mysterium I”?

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz