„Leech”
Lacerated Enemy Records 2022
Golgothan
to najprościej rzecz ujmując demon z gówna (a przynajmniej tak twierdzą
legendy), dlatego też przyjmował on także nazwę Excremental. Stwór ten powstaje
podobno ze wszystkiego, co wyleci z człowieka w trakcie śmierci krzyżowej
(wyobraźcie sobie wzgórze, na którym dokonuje żywota setka ukrzyżowanych,
aromat tego miejsca musi być wręcz porażający, niejednemu pewnie zaparłoby
dech), a iskrą do jego przebudzenia jest zbiorowe cierpienie dusz skazanych na
śmierć na krzyżu. Czy jest jakiś specjalny powód, że postanowiłem z grubsza
przybliżyć Wam owego demona? W zasadzie nie, tak mnie po prostu naszło i już.
Skoro to wyjaśniłem, to przejdźmy teraz do pierwszej, dużej płyty
amerykańskiego Golgothan, który to w
2014 roku narodził się na gruzach Gutwrench. „Pijawka”, bo o niej mowa zawiera
38 minut dobrego, soczystego, brutalnego Metalu Śmierci o dosyć mocno
technicznym szlifie. Jest to zdecydowanie szkoła gatunku zza wielkiej kałuży,
więc królują tu napierdalające okrutnie, ale zarazem niezgorzej pokręcone
bębny, w chuj ciężki bas o chropowatych krawędziach, który tarmosi
barbarzyńsko, rozrywające trzewia, precyzyjne riffy i rasowe growle zaglądające
czasami do chlewni. Rzeź bywa chwilami naprawdę fachowa, doły są mocno
zagęszczone, a poszczególne wałki mają niezły groove, więc „Leech” potrafi
zdrowo dojebać w palnik. Są także momenty, w których głęboka interakcja wioseł i
beczek robi wrażenie, podobnie jak miażdżące zwolnienia. Przez większość czasu
obcujemy tu jednak z rzetelnym, dobrze skonstruowanym, klasycznie poskładanym
Death Metalowym mieleniem, które fanom gatunku przyniesie z pewnością sporo
frajdy. Niestety są także na tej płytce patenty, które mi nie leżą. Nie jest to
coś, co dyskwalifikowałoby ten album w moich oczach (a w zasadzie uszach), ale
trochę jednak zbyt sterylna jak dla mnie produkcja perkusji, a przede wszystkim
zagrywki zaczerpnięte z brutalnego Deathcore’a kłują mnie w me narządy słuchu i
jak na mój gust niepotrzebnie się znalazły na tym krążku. Mimo wszystko oceniam
tan album pozytywnie. Nie znajdzie on co prawda miejsca w mojej kolekcji płyt i
z pewnością nie będę go namiętnie słuchał przez najbliższe tygodnie, ale za
jakiś czas pewnie go sobie ponownie zarzucę, a i nowe wydawnictwo gównianego
demona ze Stanów także na pewno sprawdzę.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz