sobota, 15 października 2022

Recenzja GOLGOTHAN „Leech”

 

GOLGOTHAN

„Leech”

Lacerated Enemy Records 2022

Golgothan to najprościej rzecz ujmując demon z gówna (a przynajmniej tak twierdzą legendy), dlatego też przyjmował on także nazwę Excremental. Stwór ten powstaje podobno ze wszystkiego, co wyleci z człowieka w trakcie śmierci krzyżowej (wyobraźcie sobie wzgórze, na którym dokonuje żywota setka ukrzyżowanych, aromat tego miejsca musi być wręcz porażający, niejednemu pewnie zaparłoby dech), a iskrą do jego przebudzenia jest zbiorowe cierpienie dusz skazanych na śmierć na krzyżu. Czy jest jakiś specjalny powód, że postanowiłem z grubsza przybliżyć Wam owego demona? W zasadzie nie, tak mnie po prostu naszło i już. Skoro to wyjaśniłem, to przejdźmy teraz do pierwszej, dużej płyty amerykańskiego Golgothan,  który to w 2014 roku narodził się na gruzach Gutwrench. „Pijawka”, bo o niej mowa zawiera 38 minut dobrego, soczystego, brutalnego Metalu Śmierci o dosyć mocno technicznym szlifie. Jest to zdecydowanie szkoła gatunku zza wielkiej kałuży, więc królują tu napierdalające okrutnie, ale zarazem niezgorzej pokręcone bębny, w chuj ciężki bas o chropowatych krawędziach, który tarmosi barbarzyńsko, rozrywające trzewia, precyzyjne riffy i rasowe growle zaglądające czasami do chlewni. Rzeź bywa chwilami naprawdę fachowa, doły są mocno zagęszczone, a poszczególne wałki mają niezły groove, więc „Leech” potrafi zdrowo dojebać w palnik. Są także momenty, w których głęboka interakcja wioseł i beczek robi wrażenie, podobnie jak miażdżące zwolnienia. Przez większość czasu obcujemy tu jednak z rzetelnym, dobrze skonstruowanym, klasycznie poskładanym Death Metalowym mieleniem, które fanom gatunku przyniesie z pewnością sporo frajdy. Niestety są także na tej płytce patenty, które mi nie leżą. Nie jest to coś, co dyskwalifikowałoby ten album w moich oczach (a w zasadzie uszach), ale trochę jednak zbyt sterylna jak dla mnie produkcja perkusji, a przede wszystkim zagrywki zaczerpnięte z brutalnego Deathcore’a kłują mnie w me narządy słuchu i jak na mój gust niepotrzebnie się znalazły na tym krążku. Mimo wszystko oceniam tan album pozytywnie. Nie znajdzie on co prawda miejsca w mojej kolekcji płyt i z pewnością nie będę go namiętnie słuchał przez najbliższe tygodnie, ale za jakiś czas pewnie go sobie ponownie zarzucę, a i nowe wydawnictwo gównianego demona ze Stanów także na pewno sprawdzę.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz