sobota, 15 października 2022

Recenzja In The Woods... „Diversum”

 

In The Woods...

„Diversum”

Soulseller Rec. 2022

In The Woods… to był kiedyś, obok Unholy, mój ulubiony awangardowy, niebywale oryginalny zespół o blackmetalowych korzeniach, a ich „Isle of Man” do dziś uważam za jedną z najlepszych demówek jakie w życiu słyszałem. Dlatego żal mi było, gdy ekipa zwinęła manatki jakieś dwie dekady temu. Niestety, słuchając tego, co Norwedzy mają do zaprezentowania dziś, choć oczywiście na dobrą sprawę, patrząc na skład, można jak najbardziej zasadnie stwierdzić, iż nazwa zespołu nie czyni, jest mi żal jeszcze bardziej. Już powrotna „Pure” niczym mnie nie zachwyciła, a do „Cease the Day” nawet nie podchodziłem. Jednak w myśl zasady „Jak nie słyszałeś, to się nie wypowiadaj”, postanowiłem po raz ostatni sprawdzić, czy obecny In The Woods… jest nadal słuchalny. No cóż, tak jak przypuszczałem, z genialnego  zespołu faktycznie pozostała jedynie nazwa. „Diversum” to pięćdziesiąt minut strasznego męczenia buły. Takie rockowe granie (bez pazura) kompletnie dla nikogo. Żadnej awangardy tu nie uświadczymy. Kompozycje, mimo iż nie jakoś specjalnie długie, ciągną się niemiłosiernie. Głównie dlatego, że oparte są nie na konkretnych pomysłach a na szarpnięciu strun i czekaniu na efekty. A te nigdy nie nadchodzą. Wieje za to nudą i nijakością. Z metalu pozostały tu ewentualnie sporadycznie przewijające się tremolo. Większość to momenty pseudoakustyczne lub absolutnie nie przykuwające uwagi miękkie harmonie, mogące kojarzyć się w najlepszym przypadku z późniejszymi dokonaniami My Dying Bride. Ponadto rażą schematycznością, bo większość z nich cechuje wyciszenie gdzieś pośrodku i następnie zmiana linii melodycznej. Ponadto nie potrafię przejść obojętnie obok wokali. Te są zwyczajnie słabe, a pojawiający się miejscami, chuj wie po co, blackmetalowy skrzek, chyba mający na celu nieco podostrzyć tępe pomysły, po prostu nijak tu pasuje i najzwyczajniej w świecie wkurwia. Są co prawda przebłyski, zwłaszcza w niższych partiach śpiewanych, gdzie głos, a nawet i maniera, Bernta Fjellestada nieco przypomina Warrela Dane’a. No ale ten był wyjcem genialnym i wszelką konkurencję pozostawiał daleko w tyle. Nie rusza mnie też klimat tych kompozycji, bo zamiast wciągnąć i opowiedzieć nastrojową baśń, skutecznie nuży i wywołuje szeroki ziew. Z taką twórczością In The Woods… nigdy by się nie przebili nawet na lokalnym podwórku, stąd też komponowanie pod tym szyldem przez ludzi niezwiązanych z oryginalnym zamysłem zespołu jest dla mnie wielkim nieporozumieniem. Jeśli kochacie wydawnictwa do „Strange In Stereo” włącznie, za ich charakterystyczność i nietuzinkowość, to na „Diversum” nie znajdziecie niczego, podkreślam – niczego, co stanowiło o wyjątkowości tamtych nagrań. Dla was, tak jak i dla mnie, będzie to stracony czas i wielkie rozczarowanie.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz