In
The Woods...
„Diversum”
Soulseller
Rec. 2022
In The Woods… to był kiedyś, obok Unholy, mój
ulubiony awangardowy, niebywale oryginalny zespół o blackmetalowych korzeniach,
a ich „Isle of Man” do dziś uważam za jedną z najlepszych demówek jakie w życiu
słyszałem. Dlatego żal mi było, gdy ekipa zwinęła manatki jakieś dwie dekady temu.
Niestety, słuchając tego, co Norwedzy mają do zaprezentowania dziś, choć
oczywiście na dobrą sprawę, patrząc na skład, można jak najbardziej zasadnie
stwierdzić, iż nazwa zespołu nie czyni, jest mi żal jeszcze bardziej. Już
powrotna „Pure” niczym mnie nie zachwyciła, a do „Cease the Day” nawet nie
podchodziłem. Jednak w myśl zasady „Jak nie słyszałeś, to się nie wypowiadaj”,
postanowiłem po raz ostatni sprawdzić, czy obecny In The Woods… jest nadal słuchalny.
No cóż, tak jak przypuszczałem, z genialnego zespołu faktycznie pozostała jedynie nazwa. „Diversum”
to pięćdziesiąt minut strasznego męczenia buły. Takie rockowe granie (bez
pazura) kompletnie dla nikogo. Żadnej awangardy tu nie uświadczymy. Kompozycje,
mimo iż nie jakoś specjalnie długie, ciągną się niemiłosiernie. Głównie
dlatego, że oparte są nie na konkretnych pomysłach a na szarpnięciu strun i
czekaniu na efekty. A te nigdy nie nadchodzą. Wieje za to nudą i nijakością. Z
metalu pozostały tu ewentualnie sporadycznie przewijające się tremolo.
Większość to momenty pseudoakustyczne lub absolutnie nie przykuwające uwagi
miękkie harmonie, mogące kojarzyć się w najlepszym przypadku z późniejszymi
dokonaniami My Dying Bride. Ponadto rażą schematycznością, bo większość z nich
cechuje wyciszenie gdzieś pośrodku i następnie zmiana linii melodycznej.
Ponadto nie potrafię przejść obojętnie obok wokali. Te są zwyczajnie słabe, a
pojawiający się miejscami, chuj wie po co, blackmetalowy skrzek, chyba mający
na celu nieco podostrzyć tępe pomysły, po prostu nijak tu pasuje i
najzwyczajniej w świecie wkurwia. Są co prawda przebłyski, zwłaszcza w niższych
partiach śpiewanych, gdzie głos, a nawet i maniera, Bernta Fjellestada nieco
przypomina Warrela Dane’a. No ale ten był wyjcem genialnym i wszelką
konkurencję pozostawiał daleko w tyle. Nie rusza mnie też klimat tych
kompozycji, bo zamiast wciągnąć i opowiedzieć nastrojową baśń, skutecznie nuży
i wywołuje szeroki ziew. Z taką twórczością In The Woods… nigdy by się nie
przebili nawet na lokalnym podwórku, stąd też komponowanie pod tym szyldem przez
ludzi niezwiązanych z oryginalnym zamysłem zespołu jest dla mnie wielkim
nieporozumieniem. Jeśli kochacie wydawnictwa do „Strange In Stereo” włącznie,
za ich charakterystyczność i nietuzinkowość, to na „Diversum” nie znajdziecie
niczego, podkreślam – niczego, co stanowiło o wyjątkowości tamtych nagrań. Dla
was, tak jak i dla mnie, będzie to stracony czas i wielkie rozczarowanie.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz