środa, 12 października 2022

Recenzja Necromutilator „Oath of Abhorrence”

 

Necromutilator

„Oath of Abhorrence”

Osmose Prod. 2022

Czy ja już wyrażałem na łamach mighty Apocalyptic Rites swoją osobistą opinię na temat obecnego poziomu wydawnictw Osmose Productions względem lat dziewięćdziesiątych? No raczej, i to nie raz. Jednak po raz kolejny sprawdza się stare indiańskie przysłowie, że nawet grzebiąc w gównie można znaleźć perłę, czy cos w tym stylu. Necromutilator to włoski skład działający na scenie już ponad dziesięć lat, ale jakoś nigdy o nich nie dane mi było zasłyszeć. A mają chłopy na liczniku już dwa pełniaki. „Oath of Abhorrence” to trzeci. I strasznie się cieszę, wręcz wzwoduję, ponieważ to czego mogę posłuchać na tym longu to dokładnie to, czego moja dawno zaprzedana Szatanowi dusza pragnie. Włosi z Necromutilator kochają starą szkołę. Bez różnicy, czy to jest thrash, death czy black, bo wszystkie te gatunki idealnie się ze sobą w ich kompozycjach mieszają. Podstawowym kryterium obranym przez makaroniarzy jest jednak to, by był to kurwa w dupę jebany, pierdolony metal przez duże… wróć… wielkie Me! Po chuj komu oryginalność, po co zbędne wynalazki czy wyszukane harmonie skoro można spuścić łomot za pomocą oklepanych wzorców? To tak jakby psychopata zarzynał patyczkami do sushi zamiast użyć młotka i piłki do metalu. To co słyszymy na trzecim pełnometrażu Necromutilator to klasyczne akordy, często zmieniające tempo, naturalnie płynące we wspólnym splocie, niosące ze sobą śmierć i zniszczenie. Wpływów i odnośników można by tu wymieniać od cholery, ale ograniczę się jedynie do Bathory, Blasphemy, czy nawet naszego rodzimego Nekkrofukk, bo sposób w jaki ci panowie czerpią ze studni mądrości jest równie bezpośredni co działalność Lorda Kaosa. Poza oklepanymi, ale jakże kąśliwymi, pokrytymi sporą warstwą kurzu chwytami Italiańce zapodają też, dla minimalistycznego zróżnicowania, kilka sampli podkreślających chorą ideę ich twórczości. Generalnie jednak rządzi tu ostre riffowanie, chwytliwość w pozytywnym tego słowa znaczeniu i totalny oldskul. Nawet jeśli chwilami można odnieść się do skojarzeń z melodeath’em o szwedzkim rodowodzie, to jest to tak zasyfiona jego wersja, że tylko z butów wyskoczyć. Żodyn, kurwa, żodyn maniak starego grania nie poczuje się tym krążkiem rozczarowany. A ja koniecznie muszę sprawdzić wcześniejsze nagrania Necromutilator, bo widać chłopacy czują podobnego bluesa co ja. No i kochają Go, czego dowodem dość bezpośrednie liryki. Dla mnie bomba.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz