Nexwomb
„Nexwomb”
Godz ov War 2022
Mniam mniam, dwójeczka Nexwomb. Rozpisywać się nie
mam zamiaru, bo kto zapoznał się z debiutem, który to polecałem tutaj jakiś
czas temu, ten wie o co biega. Niezorientowani niechaj sobie zaległości
nadrobią samodzielnie, bo niańczyć nikogo nie mam zamiaru. Zatem w
telegraficznym skrócie. Duet z Oregonu po raz drugi zalewa nas ciekłą smołą pod
wysokim ciśnieniem. Traktowani jesteśmy graniem na zdecydowanie wysokich
obrotach, w klimacie z okolic Ross Bay Cult Eternal, niebywale gęstym,
niemelodyjnym, nic nowego nie wnoszącym do kanonu war metalu, na wskroś
wtórnym… Choć nie, wróć, niekoniecznie. Trafiają się momenty w których
Amerykanie nieco zaskakują, jak choćby niezbyt typowe dla gatunku partie
solowe. Zdecydowana większość to jednak mocarnie zadymiona, w chuj duszna
napierdalawa z głębokim, wyrzygującym okrężnicę wokalem i mocno podbitą sekcją
rytmiczną. Gitarowe harmonie to wojenna poezja, mogąca być inspiracją dla
niejednego operatora ciężkiego karabinu maszynowego. Litości na tym krążku nie
ma nawet dla wybranych. Nexwomb annihiluja każdego w myśl zasady „Zabijajcie
wszystkich. Pan rozpozna swoich”. Nieliczne zwolnienia są niczym przeładowanie
dział przed następnym natarciem i bynajmniej nie zwiastują niczego pozytywnego.
Jeśli zastanawiacie się, jak to jest znajdować się w płonącym budynku, gdzie
ogień spowija wszystko w koło, czarny dym dusi płuca a łzawiące oczy nie są w
stanie wypatrzeć drogi ucieczki, to pierdolnijcie sobie „Nexwomb”. Podobne
uczucia gwarantowane. Jest to metal nie
dla miękkich, uczesanych na żel pizd. To jest pierdolona wojna, obrzydlistwo,
zaraza i chuj wie co jeszcze. Miało być krótko? No to jest. Posłuchajcie sobie
tego albumu, ale uważajcie, byście się nie podusili.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz