czwartek, 20 października 2022

Recenzja LICHO „Ciuciubabka”

 

LICHO

„Ciuciubabka”

Pagan Records 2022

Licho nie śpi! Powinienem w zasadzie napisać, Licha nie śpią, bo tych Lich, czy Lichów tam pięciu jest. Tworzą se te Licha na Podkarpaciu, a wiadomo, że to specyficzny region naszego kraju i zapewne jest tam coś w powietrzu, czy w wodzie, bo dźwięki, które rzeźbią, są popierdolone jak ta lala i łepetynę przy tym ryją okrutnie. W zasadzie nie powinno to dziwić, gdyż Licha, to także Wędrowcy-Tułacze-Zbiegi, którzy dotarli na Koniec Pola i wówczas zorientowali się, że to Gruzja. Trudno nie odnieść wrażenia, że chłopaki naprawdę bawią się ze słuchaczem w ciuciubabkę i przy tej okazji co rusz centralnie robią go w chuja. Kurwa, zagwozdkę mam z tą płytą konkretną i nie mogę jej ogarnąć tak po całości (przynajmniej w tej chwili). Czasami mam wrażenie, że muza tu zawarta, to prawdziwy sen wariata, innym razem, że to dźwięki ocierające się wręcz o geniusz. Wychodzi więc na to, że prawdziwe jest stwierdzenie, iż między geniuszem a wariatem linia jest bardzo, ale to bardzo cieniutka, a chwilami wręcz niezauważalna. Po ponad tygodniowym obcowaniu z tym materiałem bliższy jednak  jestem stwierdzenia, że mamy do czynienia z muzyką genialną, acz oczywiście niewąsko jebniętą. Na bazie eksperymentalnego Black Metalu, czy Post-Black Metalu stworzono tu bowiem szalony amalgamat, który łączy w sobie tekstury mające swe korzenie w twórczości Ved Buens Ende, Fleurety, Virus, czy Manes z wyśmienitą, wyważoną elektroniką, surrealistycznymi, niepokojąco brzmiącymi samplami (niektóre głosy naprawdę przyprawiają o ciarki na dupie), elementami Alternatywnego Rocka, pewnymi odniesieniami do ludowości, ponurymi, dysonansowymi procesjami i doskonale wplecionymi w całość fakturami rodem z zimnej fali. Dociekliwi słuchacze usłyszą tu jeszcze wiele innych wpływów, jak choćby delikatne odniesienia do Jazzu, czy szeroko pojętego grania improwizowanego. Kosmos nieprawdaż? Wszystko jednak na tej płycie ma swój ciąg przyczynowo-skutkowy, nic nie pozostawiono tu przypadkowi. „Ciuciubabka” ma wyraźną myśl przewodnią (choć nie od razu może słyszalną), jest to krążek niesamowicie spójny i zwarty, a nie chaotyczny zlepek upodobań, pomysłów i inspiracji. Doprawdy, niesamowity to  album. Moja znajomość z nim rozpoczęła się co prawda raczej szorstko, ale z każdym kolejnym jego odsłuchem wsiąkałem coraz głębiej w te halucynogenne, psychotyczne dźwięki i mimo że jak już na początku wspomniałem, nie ogarnąłem jeszcze tej produkcji w całości, to dziś za muzykę na niej zawartą dałbym się na sucho ogolić. Dalekie to co prawda od powszechnie pojętego metalu, więc wszyscy ortodoksi pewnie oleją tę płytkę ciepłym strumieniem moczu i stwierdzą, że to gówno, jednak dla wszystkich poszukujących niekonwencjonalnej muzyki kroczącej cały czas lewą stroną ścieżki krążek ten będzie prawdziwą perełką. Nie do końca tę perłę rozumiem i nie wiem, czy kiedykolwiek ją zrozumiem, ale to nie przeszkadza mi jej podziwiać. A niech to Licho, zajebista płyta!

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz