Culto Negro
“La Noche Oscura Del Alma”
Godz ov War / Mythrone Prom. 2022
Jesteście ciekawi jak się ma Czarny Kult w
Kostaryce? No to proszę bardzo. Po bardzo prawionej ścieżce rozwoju, czytaj –
odfajkowaniu zarówno taśmy demo, jak i splitu oraz EP-ki, Culto Negro debiutuje
właśnie w pełnym wymiarze pod flagą Godz ov War. Wiadomość ta powinna u każdego
maniaka grania z tamtego zakątka globu spowodować natychmiastowy,
niekontrolowany ślinotok, bardzo słusznie zresztą. „La Nocha Oscura Del Alma”
to prawie czterdzieści minut czarnego speed/thrash metalu na najwyższym
poziomie. Mnie w zasadzie do tej pozycji przekonują dwa elementy. Po pierwsze, twórczość
tych doświadczonych już przecież muzyków, maczających swoje paluchy także w Corpse
Garden i innych pomniejszych projektach, to w tym przypadku klasyczne do bólu
granie, pełne oldskulowych naleciałości, niewyłamujące się z utartych struktur,
w których pierwszą rolę odgrywają rozpędzone gitarowe harmonie. W tym temacie
dzieje się sporo i nie ma tutaj bezcelowych wypełniaczy czy akordów na
przeczekanie. Cały czas jest mocno do przodu, ale i też bez przesadnego
szarżowania. Bardziej liczą się zadziorność i wylewający się z muzyki gniew niż
bicie jakichś rekordów ekstremy. Oczywiście sekcja rytmiczna również odpierdala
niezłą robotę a ścieżki wystukiwane przez Vörago nie ograniczają się jedynie do
prostego d-beatu, choć i punkowych rytmów tu nie brakuje. Wokalizy z kolei
oscylują gdzieś na granicy ostrego śpiewu i wyższych rejestrów growla,
opowiadając swoje historie na tematy okultystyczne w języku hiszpańskim. No
kurwa, nic tylko podkręcić volume i napierdalać łbem. Tym bardziej, że
spokojnie przy tej płycie siedzieć będzie chyba tylko katatonik. No dobra, a
ten drugi argument za? Brzmienie, proszę państwa. Jak tu wszystko pięknie gra i
cyka, absolutnie selektywnie a jednocześnie z tym charakterystycznym dla lat
osiemdziesiątych brudem poprodukcyjnym. Czują kolesie muzykę dekad dawno
minionych i słychać, że doskonale potrafią się nią bawić. Bo o to chyba w tej
muzyce chodzi. Ona nie ma być oryginalna, ma dawać radość. Zwłaszcza, zdaje mi
się, siwiejącym już niejednokrotnie starszym tetrykom, coraz częściej
narzekającym na współczesną scenę. No przy „La Nocha Oscura Del Alma” to sobie
nie ponarzekają, bo absolutnie nie ma na co. Na koniec dodam jeszcze z
obowiązku, że album zamyka cover argentyńskiej Hermetica, idealnie pasujący do
całości. Dobra, to wy sobie to sprawdzajcie, a ja idę popląsać.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz