sobota, 1 października 2022

Recenzja Culto Negro “La Noche Oscura Del Alma”

 

Culto Negro

“La Noche Oscura Del Alma”

Godz ov War / Mythrone Prom. 2022

Jesteście ciekawi jak się ma Czarny Kult w Kostaryce? No to proszę bardzo. Po bardzo prawionej ścieżce rozwoju, czytaj – odfajkowaniu zarówno taśmy demo, jak i splitu oraz EP-ki, Culto Negro debiutuje właśnie w pełnym wymiarze pod flagą Godz ov War. Wiadomość ta powinna u każdego maniaka grania z tamtego zakątka globu spowodować natychmiastowy, niekontrolowany ślinotok, bardzo słusznie zresztą. „La Nocha Oscura Del Alma” to prawie czterdzieści minut czarnego speed/thrash metalu na najwyższym poziomie. Mnie w zasadzie do tej pozycji przekonują dwa elementy. Po pierwsze, twórczość tych doświadczonych już przecież muzyków, maczających swoje paluchy także w Corpse Garden i innych pomniejszych projektach, to w tym przypadku klasyczne do bólu granie, pełne oldskulowych naleciałości, niewyłamujące się z utartych struktur, w których pierwszą rolę odgrywają rozpędzone gitarowe harmonie. W tym temacie dzieje się sporo i nie ma tutaj bezcelowych wypełniaczy czy akordów na przeczekanie. Cały czas jest mocno do przodu, ale i też bez przesadnego szarżowania. Bardziej liczą się zadziorność i wylewający się z muzyki gniew niż bicie jakichś rekordów ekstremy. Oczywiście sekcja rytmiczna również odpierdala niezłą robotę a ścieżki wystukiwane przez Vörago nie ograniczają się jedynie do prostego d-beatu, choć i punkowych rytmów tu nie brakuje. Wokalizy z kolei oscylują gdzieś na granicy ostrego śpiewu i wyższych rejestrów growla, opowiadając swoje historie na tematy okultystyczne w języku hiszpańskim. No kurwa, nic tylko podkręcić volume i napierdalać łbem. Tym bardziej, że spokojnie przy tej płycie siedzieć będzie chyba tylko katatonik. No dobra, a ten drugi argument za? Brzmienie, proszę państwa. Jak tu wszystko pięknie gra i cyka, absolutnie selektywnie a jednocześnie z tym charakterystycznym dla lat osiemdziesiątych brudem poprodukcyjnym. Czują kolesie muzykę dekad dawno minionych i słychać, że doskonale potrafią się nią bawić. Bo o to chyba w tej muzyce chodzi. Ona nie ma być oryginalna, ma dawać radość. Zwłaszcza, zdaje mi się, siwiejącym już niejednokrotnie starszym tetrykom, coraz częściej narzekającym na współczesną scenę. No przy „La Nocha Oscura Del Alma” to sobie nie ponarzekają, bo absolutnie nie ma na co. Na koniec dodam jeszcze z obowiązku, że album zamyka cover argentyńskiej Hermetica, idealnie pasujący do całości. Dobra, to wy sobie to sprawdzajcie, a ja idę popląsać.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz