Nagel
„Hel
Op Aarde”
Nomad Snakepit Productions 2022
Co
jakiś czas muzycy z kraju, gdzie tulipany rosną i wiatraki mają się dobrze,
udowadniają, że black metal grać potrafią. Wystarczy chociażby posłuchać
Standvast i nie tylko aby się o tym przekonać. Tym razem na tapecie mamy młody
twór, bo powstały zaledwie dwa lata temu w Holandii. W skład tego bandu wchodzą
artyści, którzy udzielali się między innymi w takich grupach jak Wederganger i
Bezwering. W roku obecnym fani „diabelskiej roboty” będą mogli zapoznać się z
ich debiutancką epką, która w sumie miała już swoją premierę kilka miesięcy
temu, ale teraz ukaże się na winylu. „Hel Op Aarde” to piętnaście minut muzyki,
niosącej ze sobą nienawiść, wściekłość oraz przejmujące zimno. Charakterystyka
tej produkcji to szybkie tempo, brud i dość znaczna ostrość. Riffy zapierdalają
z prędkością zimowej zamieci gdzieś na kole podbiegunowym przy akompaniamencie
wycofanej z lekka sekcji rytmicznej. Wysoko nastrojone gitary wygrywają
intensywne akordy, które delikatnie wpadają w fińską melodyjność. Jednak o
dziwo ta w gruncie rzeczy nienachalna melodyka nie razi tak bardzo jak w
przypadku wspomnianej. Wręcz przeciwnie, nadaje agresywności, a swoją
zadzierżystością zmiata ze swojej drogi wszelkie wątpliwości, o co twórcom
zapewne chodziło. To zdecydowany manifest przeciwko wszystkiemu co uchodzi za
piękne i dobre. Tą satanistyczną zawieruchę wzmacnia dodatkowo wokalista,
którego niesamowicie kąśliwe wrzaski, stawiają kropkę nad i. Ten nienawistny
kwadrans składa się z sześciu utworów, a najdłuższy ma trzy minuty i tyle samo sekund.
Tak jak gwałtownie się zaczyna, to tak właśnie wartko się kończy. Iście rączy
black metal okraszony melodią zaserwowali ci Holendrzy. Kurczę, jeśli kiedyś
znowu spodoba mi się takie muzykowanie będę musiał udać się chyba do
psychiatry. Obawiam się tylko, że łatwość odbioru będzie się łączyć z dość
nagłym znudzeniem. Niech tam! Na razie sobie słucham i polecam.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz