Devilpriest
"In
Repugnant Adoration"
Odium Rec. 2022
Nie spieszyli się panowie z nagraniem nowego materiału
Devilpriest, oj nie spieszyli. No bo nikt chyba nie powie, że bitych pięć lat
to mało. A tyle dokładnie upłynęło od wydania Śpiewów Diabłem Zainspirowanych.
Dziś zespół powraca, w nieco odchudzonym składzie i pod skrzydłami nowego
wydawcy. Na szczęście sama muzyka zmieniła się niewiele. "In Repugnant Adoration" to logiczna kontynuacja i rozwinięcie tego, co mogliśmy znaleźć na
debiucie Ślązaków. Od razu da się zauważyć, iż na nowych nagraniach zespół
większą wagę przyłożył do brzmienia, które wcześniej ciut kulało. Tym razem
jest masywnie, ciężko a zarazem odpowiednio selektywnie. Gitary mają
zdecydowanie więcej mocy a charakterystyczne bębnienie Lukasa, który
najwyraźniej woli szybciej, niż "Slow Deep and Hard", brzmi tu jak
byśmy stali w okopie tuż przy plującym ogniem ciężkim karabinie maszynowym.
Tak, blasty na tym krążku przeważają, lecz wolniejsze partie nie stanowią z
kolei jedynie wyjątków. Devilpriest zachowują rozważny balans, by ich
kompozycje nie stanowiły jedynie ściany dźwięku i nieprzerwanej kanonady.
Płynnie wplatane fragmenty w średnich czy wolniejszych rewirach sprawiają, że
sześć autorskich kompozycji to twory niezwykle logiczne, niejednolite i
poukładane z głową. Jednocześnie przepełnione gniewem wyrzygiwanym prosto w
twarz przez intensywne i gęste riffowanie, łączące w sobie zarówno elementy
niezbyt skomplikowane z bardziej złożonymi. Mimo braku oczywistych i
przyswajalnych melodii materiał ten dość szybko zagnieżdża się w pamięci i
zaczyna sprawiać wrażenie jeszcze potężniejszego niż na początku. Pełen
nienawiści jawi się także wokal, dopełniający obraz diabelskiej układanki. Po
około trzydziestu minutach Devilpriest częstują nas na deser dodatkową piosenką
z repertuaru Black Crucifixion, i mimo iż utwór ten stylistycznie dość wyraźnie
odstaje od twórczości własnej, to stanowi bardzo ciekawe uzupełnienie całości i
dowód na to, iż covery też trzeba umieć zagrać po swojemu a nie jedynie
dosłownie odegrać. Zatem, zdecydowanie warto było czekać te kilka lat na krążek
pokroju "In Repugnant Adoration", bowiem jego zawartość wynagradza
wszystko. Czterdziestominutowa deathmetalowa uczta. Proszę się częstować,
głodny nikt nie wyjdzie.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz