„Twilight Insurgency”
Pulverised Records 2022
Nie,
no fajna jest ta pierwsza, pełna płytka Lunar Blood. Taka do tańca i do (tfu!)
różańca. A już tak całkiem poważnie, „Twilight Insurgency” to naprawdę fachowy
materiał. Klasycznie zbudowany i podany, zanurzony głęboko w Szwedzkim
tradycjonalizmie, doprawiony niemałą ilością Crust’a ziarnisty Death Metal
potrafi srogo sponiewierać i to z nielichym przytupem. Tak się bowiem składa,
że tych pięciu jegomości jest wybitnie zakochanych w dźwiękach i wibracjach pedału
HM-2, tak więc płytka ta, to prawie 27 minut rozpierduchy, w której dominuje
ściana chropowatych gitar, rozrywających niczym tępa piła łańcuchowa. Te
wwiercające się brutalnie w czaszkę wiosła dopełniają ciężko młócące, zwarte
bębny, wywracający wnętrzności, soczysty bas i gardłowe, niskie, brutalne,
pełne flegmy growle. Jazda jest tu zaprawdę konkretna, intensywna i
bezpośrednia, a tłuste zwolnienia z kilkoma hałaśliwymi, nieco chaotycznymi
zawijasami wgniatają w podłoże. Wykorzystanie brudnych, syfiastych, Crust’owych
patentów wraz z korzenną, hardcore’ową wrażliwością sprawia natomiast, że
„Zmierzch Rebelii”, to jeden z większych induktorów skandynawsko-amerykańskiego
smrodu, jakie pojawiły się na scenie w Roku Bestii 2022. Tekstowo płyta ta
obraca się wokół wojny, przemocy państwa wobec obywatela, brutalności policji i
ochrony praw zwierząt, więc poniekąd pasują one do tak bezkompromisowego
podejścia do muzyki, jakie prezentuje Lunar Blood (przynajmniej w większości),
choć tematy te są raczej charakterystyczne dla kapel zza wielkiej kałuży. Bardzo
dobrze zawartość tej płyty obrazuje zresztą jej okładka. Tak więc wszystkie te
części składają się na solidny, niczym skała debiut Księżycowej Krwii. Brakuje
mu może jeszcze własnej tożsamości w większym zakresie i pewnego, bardziej
indywidualnego szlifu, ale te drobne mankamenty nadrabia okrucieństwo,
zaciekłość i brutalna siła, jakie biją z tego krążka. Nie da się także nie
usłyszeć, że panowie dogłębnie przestudiowali starą szkołę gatunku i na tej
produkcji po mistrzowsku wręcz wykorzystali jej flagowe elementy, nie tworząc
przy tym niestrawnych, powodujących wymioty gniotów, a i produkcja tej płytki
jest wręcz idealna do tego, co chciał na niej osiągnąć zespół (a tak przynajmniej
mi się wydaje). Oczywiście Lunar Blood wciąż ma przed sobą długą drogę, ale jej
początek mają wg mnie bardzo mocny.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz