piątek, 14 października 2022

Recenzja LUNAR BLOOD „Twilight Insurgency”

 

LUNAR BLOOD

„Twilight Insurgency”

Pulverised Records 2022

Nie, no fajna jest ta pierwsza, pełna płytka Lunar Blood. Taka do tańca i do (tfu!) różańca. A już tak całkiem poważnie, „Twilight Insurgency” to naprawdę fachowy materiał. Klasycznie zbudowany i podany, zanurzony głęboko w Szwedzkim tradycjonalizmie, doprawiony niemałą ilością Crust’a ziarnisty Death Metal potrafi srogo sponiewierać i to z nielichym przytupem. Tak się bowiem składa, że tych pięciu jegomości jest wybitnie zakochanych w dźwiękach i wibracjach pedału HM-2, tak więc płytka ta, to prawie 27 minut rozpierduchy, w której dominuje ściana chropowatych gitar, rozrywających niczym tępa piła łańcuchowa. Te wwiercające się brutalnie w czaszkę wiosła dopełniają ciężko młócące, zwarte bębny, wywracający wnętrzności, soczysty bas i gardłowe, niskie, brutalne, pełne flegmy growle. Jazda jest tu zaprawdę konkretna, intensywna i bezpośrednia, a tłuste zwolnienia z kilkoma hałaśliwymi, nieco chaotycznymi zawijasami wgniatają w podłoże. Wykorzystanie brudnych, syfiastych, Crust’owych patentów wraz z korzenną, hardcore’ową wrażliwością sprawia natomiast, że „Zmierzch Rebelii”, to jeden z większych induktorów skandynawsko-amerykańskiego smrodu, jakie pojawiły się na scenie w Roku Bestii 2022. Tekstowo płyta ta obraca się wokół wojny, przemocy państwa wobec obywatela, brutalności policji i ochrony praw zwierząt, więc poniekąd pasują one do tak bezkompromisowego podejścia do muzyki, jakie prezentuje Lunar Blood (przynajmniej w większości), choć tematy te są raczej charakterystyczne dla kapel zza wielkiej kałuży. Bardzo dobrze zawartość tej płyty obrazuje zresztą jej okładka. Tak więc wszystkie te części składają się na solidny, niczym skała debiut Księżycowej Krwii. Brakuje mu może jeszcze własnej tożsamości w większym zakresie i pewnego, bardziej indywidualnego szlifu, ale te drobne mankamenty nadrabia okrucieństwo, zaciekłość i brutalna siła, jakie biją z tego krążka. Nie da się także nie usłyszeć, że panowie dogłębnie przestudiowali starą szkołę gatunku i na tej produkcji po mistrzowsku wręcz wykorzystali jej flagowe elementy, nie tworząc przy tym niestrawnych, powodujących wymioty gniotów, a i produkcja tej płytki jest wręcz idealna do tego, co chciał na niej osiągnąć zespół (a tak przynajmniej mi się wydaje). Oczywiście Lunar Blood wciąż ma przed sobą długą drogę, ale jej początek mają wg mnie bardzo mocny.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz