Mepharis
„Eternal Night”
Self-released 2021
Mepharis to dość młody zespół z Wielkopolski, który
to miałem okazję poznać ostatnio przy okazji jednego z odcinków The Last Words
of Death. Z kolei „Eternal Night” to ich drugi pełen krążek, zawierający sześć
kompozycji autorskich oraz cover „Restless Oblivion” Anathema. Bardzo pochopnymi
byłyby jednak założenia co do całości zawartej na tym krążku muzyki poprzez
wspomnianą przeróbkę. Panowie, owszem, czerpią z twórczości brytyjskich klasyków,
jednak zdecydowanie bliżej im do kraju na północ od Bałtyku. Ich kompozycje to melodyjny death metal w średnim tempie,
przyprawiony dodatkowo elementami doom czy thrash metalowymi. Przede wszystkim
spory nacisk położony jest tutaj na naturalny flow, rodem z lat
dziewięćdziesiątych, nieprzesadnie przesłodzoną melodię oraz lekki groove. Nie
mamy tu zawrotnych szybkości, jest za to spora różnorodność oraz bardzo ciekawy
klimat. Poza dość chwytliwymi harmoniami, mogącymi bezpośrednio kojarzyć się z
wcześniejszym Dark Tranquillity czy Eucharist, sporo tutaj bardzo klimatycznych
wstawek akustycznych. Te z kolei to czysty Opeth z etapu w okolicy „Still Life”.
Zatem nie żadne usypiacze czy uzupełniacze, ale bardzo treściwe kolory dodane
rzeczowo do malowanego muzyką obrazu. Ponadto wsłuchując się w brzmienie gitar
mam jakieś dziwne, nieodparte wrażenie, jakby ten materiał miał w sobie też
sporo z polskiej sceny lat dziewięćdziesiątych. To jedynie utwierdza mnie w
przekonaniu co do staroszkolnych inspiracji autorów Wiecznej Nocy. Co prawda
chwilami cytowane przez zespół fragmenty są bardzo mocno dosłowne (no
posłuchajcie choćby tego kostkowania w utworze tytułowym. Wspomniany Dark
Tranquillity jak w mordę strzelił.) ale akurat w tym przypadku wypada to,
przynajmniej w mojej opinii, na plus. Dlaczego? Bo klasycy, których nazwy
pojawiają się powyżej z czasem strasznie się rozcieńczyli i obecnie szybciej
sięgnąłbym ponownie po zeszłoroczny album Mepharis niż po współczesne wypociny
oryginałów. Tak, dobrze dobieram słowa. Mepharis nie jest zespołem oryginalnym,
odkrywającym nowe lądy, jednak ich konstrukcja z części używanych stanowi
zdecydowanie rzecz wartą zainteresowania. Ponadto trzeba chłopakom oddać, że
mają zaparcie, bo grając muzykę na tyle niepopularną, że nikt nawet nie
zdecydował się im wydać płyty, nadal rzeźbią swoje i nie oglądają się na
współczesne trendy. Jeśli zatem chcecie posłuchać czegoś między brytyjskim a goteborskim
graniem sprzed trzech dekad, muzyki zagranej od serca, to sprawdźcie sobie
„Eternal Night”. A jeśli wam się spodoba, to kupcie od nich płytę, żeby
wiedzieli, iż ich twórczość nie trafia w próżnię. Bo jest zbyt dobra, by
została całkowicie przeoczona.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz