środa, 26 października 2022

Recenzja Prezir / Beastlurker „Faustian Hallucinations”

 

Prezir / Beastlurker

„Faustian Hallucinations”

Chaos Records 2022

Wyżej wymieniony split zawiera „pojedynek” dwóch amerykańskich kapel i zawiera po dwa utwory każdego z nich. Pierwszą z nich jest Prezir, który pochodzi z Milwaukee. Powstał on w 2016 roku i na koncie ma już dwa pełniaki i jedną epkę. To co prezentuje ten tercet, to nic innego jak black metal jednak amerykanie swojego kraju na nowo nie odkrywają. Pierwszy numer zaczyna się spokojną lekko melancholijną przygrywką, aby po chwili ruszyć do kłusu. Sekcja rytmiczna leci wartko, wtórując zimnym gitarom, wygrywającym melodyjne tremolo, które przerywane są niekiedy nieco poważniejszymi riffami. Muzycy grać potrafią więc nie zapominają o solówkach i swoistych zaciągnięciach. Wokalisty skrzeczy na przyzwoitym poziomie, próbując ochłodzić ten pełen ciepła black metal. Podobno ich nazwa to po serbsku „pogarda” i taka miała być ich muzyka, która zrodziła się rzekomo „z obrzydzenia do kierunku współczesnego metalu”. Sorry, ale to nie przejdzie, bo to co zapodają, to poprawnie odegrany harmonijny black metal, który niczym nie oczarowuje. Trudno ten typ grania w USA, jak już zdążyłem się wielokrotnie przekonać, raczej wyżej wała nie podskoczy. Drugim bandem tej składanki jest niejaki Beastlurker z Chicago, gdzie został powołany do życia w 2017 roku i zdążył już nagrać epkę oraz full’a. Na tle swoich poprzedników wypadają trochę lepiej. Ta trójka pogrywa diabelską muzę z domieszką kostuchy. Brzmienie wioseł zatem jest tutaj niższe jak również bębnów, a bas jest wyraźniejszy. Tempa mieszają się ustawicznie. Dostajemy trochę mozolnych zwolnień, średnio szybkich akordów jak i umiarkowanych wybuchów „szału”. Wokalizy są dość zróżnicowane. Gość pracujący gardłem dwoi sięi troi, aby zapewnić rozrywkę odbiorcom. Dzięki temu mamy trochę growlu, wściekłych okrzyków oraz blackowego charczenia. Na uwagę zasługuje fakt, iż ci panowie również znają się na swoim rzemiośle, przez co serwują ździebko technicznych zagrywek, zahaczając przy tym nieznacznie o techno death metal, ale z naciskiem na słowo „nieznacznie”. Ogólnie rzecz biorąc brakuje w twórczości tych trzech grajków właściwego klimatu dla tego typu metalu. Zresztą tak jest w obydwóch przypadkach. Słuchając tych materiałów znajdujemy się na imieninach u Ani. Ani smoły, ani śniegu, ani zła. Totalne nic. Coś tam Jankesi grają i tyle. Produkcja jest na dobrym poziomie jak i także umiejętności, lecz niż z tego nie wynika. Jest sucho i beznamiętnie. Całą odpowiednią atmosferę chyba diabeł ogonem nakrył hi hi. Tyle w temacie.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz