Prezir / Beastlurker
„Faustian Hallucinations”
Chaos Records 2022
Wyżej
wymieniony split zawiera „pojedynek” dwóch amerykańskich kapel i zawiera po dwa
utwory każdego z nich. Pierwszą z nich jest Prezir, który pochodzi z Milwaukee.
Powstał on w 2016 roku i na koncie ma już dwa pełniaki i jedną epkę. To co
prezentuje ten tercet, to nic innego jak black metal jednak amerykanie swojego
kraju na nowo nie odkrywają. Pierwszy numer zaczyna się spokojną lekko
melancholijną przygrywką, aby po chwili ruszyć do kłusu. Sekcja rytmiczna leci
wartko, wtórując zimnym gitarom, wygrywającym melodyjne tremolo, które
przerywane są niekiedy nieco poważniejszymi riffami. Muzycy grać potrafią więc
nie zapominają o solówkach i swoistych zaciągnięciach. Wokalisty skrzeczy na
przyzwoitym poziomie, próbując ochłodzić ten pełen ciepła black metal. Podobno
ich nazwa to po serbsku „pogarda” i taka miała być ich muzyka, która zrodziła
się rzekomo „z obrzydzenia do kierunku współczesnego metalu”. Sorry, ale to nie
przejdzie, bo to co zapodają, to poprawnie odegrany harmonijny black metal,
który niczym nie oczarowuje. Trudno ten typ grania w USA, jak już zdążyłem się
wielokrotnie przekonać, raczej wyżej wała nie podskoczy. Drugim bandem tej
składanki jest niejaki Beastlurker z Chicago, gdzie został powołany do życia w
2017 roku i zdążył już nagrać epkę oraz full’a. Na tle swoich poprzedników
wypadają trochę lepiej. Ta trójka pogrywa diabelską muzę z domieszką kostuchy.
Brzmienie wioseł zatem jest tutaj niższe jak również bębnów, a bas jest
wyraźniejszy. Tempa mieszają się ustawicznie. Dostajemy trochę mozolnych
zwolnień, średnio szybkich akordów jak i umiarkowanych wybuchów „szału”.
Wokalizy są dość zróżnicowane. Gość pracujący gardłem dwoi sięi troi, aby
zapewnić rozrywkę odbiorcom. Dzięki temu mamy trochę growlu, wściekłych
okrzyków oraz blackowego charczenia. Na uwagę zasługuje fakt, iż ci panowie
również znają się na swoim rzemiośle, przez co serwują ździebko technicznych
zagrywek, zahaczając przy tym nieznacznie o techno death metal, ale z naciskiem
na słowo „nieznacznie”. Ogólnie rzecz biorąc brakuje w twórczości tych trzech
grajków właściwego klimatu dla tego typu metalu. Zresztą tak jest w obydwóch
przypadkach. Słuchając tych materiałów znajdujemy się na imieninach u Ani. Ani
smoły, ani śniegu, ani zła. Totalne nic. Coś tam Jankesi grają i tyle.
Produkcja jest na dobrym poziomie jak i także umiejętności, lecz niż z tego nie
wynika. Jest sucho i beznamiętnie. Całą odpowiednią atmosferę chyba diabeł
ogonem nakrył hi hi. Tyle w temacie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz