Non
Opus Dei
„Diabeł”
(Reissue)
Societas Oculorum Arcanorum 2025
Kapeli
tej chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, gdyż istnieje już ładnych parę lat i
swoją pozycję na scenie zdążyła ugruntować. Zatem przejdę do meritum, choć nie
wiem, czy jest sens, bo jak mniemam większość zna ten siódmy album Non Opus
Dei, który pierwotnie został wydany w 2015 roku. Ci, którzy go nie znają, to
będą go mogli nabyć dzięki Societas Oculorum Arcanorum, który to label obecnie
wydaje jego wznowienie z nieco inną okładką. Jak na poprzedniej wersji, jest to
dziesięć numerów utrzymanych w black metalowym tonie z wyraźnymi
naleciałościami awangardowego podejścia do tego gatunku, które płyną w
spokojnym, miarowym tempie. Jeśli lubicie szybkie kostkowanie, to znajdziecie
go tu niewiele, ale w pełni wynagradzają to powolne, lecz stanowcze akordy,
które swym mistycznym usposobieniem z łatwością wpędzą Was w wręcz mantryczny
trans. Zrobią to już od pierwszych chwil, ponieważ ich moc wciągania do świata
„Diabła” jest naprawdę silna. Te magiczne riffy osaczają i przeszywają każdą
komórkę ludzkiego ciała, sącząc do niego szatańską truciznę, a raczej odtrutkę
na wszechobecną, oszukańczą miałkość popularnych, nie tylko religijnych
doktryn. Skrzętnie pomagają im w tym tajemnicze melodie, które zostały
wplecione między delikatnie dysonansowe i wijące się jak w delirium,
hipnotyzujące uderzenia gitar. Przybrano je w wysokotonowe formy, które drżąc
spazmatycznie wbijają się bezpardonowo między zwoje mózgowe, boleśnie
uwierając. W aranżacjach Non Opus Dei na tej płycie bardzo dużą rolę odgrywa
sekcja rytmiczna, która nadaje ton temu okultystycznemu misterium, podkreślając
jego powagę i dodając materiałowi industrialnego sznytu. Uwypukla to momentami
dość dysharmoniczną naturę utworów, które nie tylko nieziemsko gniotą, ale
również powykręcanymi przesterami robią mały mętlik w głowie, podobnie jak
teksty wyśpiewywane także w polskim języku, warkotem na dobrym poziomie przez
Tomasza Klimczyka. Czego mi brakuje na tej płycie, to trochę brudu, ponieważ
„Diabeł” zarejestrowany został w sterylny sposób, co w sumie aż tak bardzo mi
nie przeszkadza, ale uważam, że jednak trochę piwnicznego kurzu i smoły by się
przydało. Niemniej jednak jest to bardzo dobry, black metalowy krążek, który
troszeczkę poprzez pracę perkusji i niektóre harmonie momentami zalatuje mi
„Now, Diabolical”, lecz to tylko nieliczne chwile, nadające mu akcesoryjnie
niepokojących smaczków. Polecam.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz