Pandemia
„Darkened Devotion”
Hammerheart Rec. 2025
Kurcze, możecie mi wierzyć, albo nie, ale kiedy
ogłoszono pandemię koronawirusa, to pomyślałem sobie, że był kiedyś taki
zespół, co się Pandemia nazywał. Co prawda poza debiutem i drugą płytą zespołu
niewiele mi utkwiło w pamięci, lecz pomyślałem sobie, że od wydania ich
poprzedniej płyty minęło chyba sporo czasu. Zerknąwszy do kalendarza, okazuje
się, że całe dziesięć lat. Dużo to faktycznie, czy mało, zależy jak na to
spojrzeć, ale skoro już nowy materiał Czechów do mnie dotarł, to postanowiłem
go sprawdzić choćby ze względu na wspomniane skojarzenia. A przy okazji
porównać do tego, co z dawnych lat pamiętam. Generalnie sprawa z „Darkened
Devotion” jest dość prosta i sprowadza się do stwierdzenia, że Pandemia są w
swoich poczynaniach niezwykle konsekwentni. Bo nawet jeśli moje zainteresowanie
tego rodzaju klasycznym, mocno wysterylizowanym pod względem brzmienia death
metalem na przestrzeni ostatnich dwóch dekad dość mocno siadło, nie oznacza to,
iż nie jestem w stanie docenić tego, co w rzeczonym gatunku dobre. Nasi
południowi sąsiedzi kroczą ścieżką, którą obrali sobie na początku, i, jak
wspomniałem, czynią to niezwykle uparcie. Choćby w odróżnieniu od naszego Vader
(który to poszedł z czasem bardzo mocno w tematy heavymetalowe), a którym to
przecież Pandemia śmierdziała od zarania. Chłopaki trzymają się swojej wersji
szerzenia śmierci, i nawet jeśli ich nowy album zawiera zdecydowanie więcej
melodii niż nagrania najwcześniejsze, to i tak pewien poziom został utrzymany.
Nowy album Pandemia to tak naprawdę standard późnych lat dziewięćdziesiątych. Z
całym inwentarzem zmian tempa, chwytliwych, ale jednocześnie mocno zadziornych
riffów, jadowitym wokalem i groovem zachęcającym do potrzepania łbem. Może
elementem nieco odstającym są solówki, podobnie jak u wspomnianego Vadera,
bardziej klasycznie heavymetalowe, jednak na pewno nie są one składnikiem
wpływającym na całość w stopniu znacznym. Siłą tego materiału jest jego
niezaprzeczalna autentyczność. Słychać, że Czesi wierzą w to, co grają i czynią
to z prawdziwą pasją. I naprawdę nieźle im to wychodzi, choć absolutnie żadnych
murów przy okazji nie burzą. Jestem przekonany, że nagrana po dziesięciu latach
przerwy płyta Pandemii zyska uznanie nie tylko pośród fanów zespołu, bo
odrzucając wszelkie moje uprzedzenia, naprawdę nie ma się tutaj do czego
przyczepić. Według mnie jest to bardzo solidny krążek. Na pewno nie przynoszący
zespołowi wstydu, a biorąc pod uwagę czas, który upłynął od wydania „Spreading
the Message”, wręcz przeciwnie. Szacun.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz