poniedziałek, 5 maja 2025

Recenzja Pandemia „Darkened Devotion”

 

Pandemia

„Darkened Devotion”

Hammerheart Rec. 2025

Kurcze, możecie mi wierzyć, albo nie, ale kiedy ogłoszono pandemię koronawirusa, to pomyślałem sobie, że był kiedyś taki zespół, co się Pandemia nazywał. Co prawda poza debiutem i drugą płytą zespołu niewiele mi utkwiło w pamięci, lecz pomyślałem sobie, że od wydania ich poprzedniej płyty minęło chyba sporo czasu. Zerknąwszy do kalendarza, okazuje się, że całe dziesięć lat. Dużo to faktycznie, czy mało, zależy jak na to spojrzeć, ale skoro już nowy materiał Czechów do mnie dotarł, to postanowiłem go sprawdzić choćby ze względu na wspomniane skojarzenia. A przy okazji porównać do tego, co z dawnych lat pamiętam. Generalnie sprawa z „Darkened Devotion” jest dość prosta i sprowadza się do stwierdzenia, że Pandemia są w swoich poczynaniach niezwykle konsekwentni. Bo nawet jeśli moje zainteresowanie tego rodzaju klasycznym, mocno wysterylizowanym pod względem brzmienia death metalem na przestrzeni ostatnich dwóch dekad dość mocno siadło, nie oznacza to, iż nie jestem w stanie docenić tego, co w rzeczonym gatunku dobre. Nasi południowi sąsiedzi kroczą ścieżką, którą obrali sobie na początku, i, jak wspomniałem, czynią to niezwykle uparcie. Choćby w odróżnieniu od naszego Vader (który to poszedł z czasem bardzo mocno w tematy heavymetalowe), a którym to przecież Pandemia śmierdziała od zarania. Chłopaki trzymają się swojej wersji szerzenia śmierci, i nawet jeśli ich nowy album zawiera zdecydowanie więcej melodii niż nagrania najwcześniejsze, to i tak pewien poziom został utrzymany. Nowy album Pandemia to tak naprawdę standard późnych lat dziewięćdziesiątych. Z całym inwentarzem zmian tempa, chwytliwych, ale jednocześnie mocno zadziornych riffów, jadowitym wokalem i groovem zachęcającym do potrzepania łbem. Może elementem nieco odstającym są solówki, podobnie jak u wspomnianego Vadera, bardziej klasycznie heavymetalowe, jednak na pewno nie są one składnikiem wpływającym na całość w stopniu znacznym. Siłą tego materiału jest jego niezaprzeczalna autentyczność. Słychać, że Czesi wierzą w to, co grają i czynią to z prawdziwą pasją. I naprawdę nieźle im to wychodzi, choć absolutnie żadnych murów przy okazji nie burzą. Jestem przekonany, że nagrana po dziesięciu latach przerwy płyta Pandemii zyska uznanie nie tylko pośród fanów zespołu, bo odrzucając wszelkie moje uprzedzenia, naprawdę nie ma się tutaj do czego przyczepić. Według mnie jest to bardzo solidny krążek. Na pewno nie przynoszący zespołowi wstydu, a biorąc pod uwagę czas, który upłynął od wydania „Spreading the Message”, wręcz przeciwnie. Szacun.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz