niedziela, 5 grudnia 2021

Recenzja MENTAL DEVASTATION “The Delusional Mystery Of The Self (Part I)”

 

MENTAL DEVASTATION

“The Delusional Mystery Of The Self (Part I)”

Blood Harvest (2021)

Chile i thrash metal w ostatnich latach jawi się jako synonim jakości. W tym chyba najbardziej wyeksploatowanym, metalowym nurcie ludzie z kraju Andów potrafią tchnąć nowe życie w skostniałe schematy gitarowego piłowania. Za przykład niech posłużą debiutanckie krążki Parkcest czy chwalonego tu przeze mnie przed dwoma laty Critical Defiance. Nie inaczej jest w przypadku drugiego krążka Mental Devastation, w którego składzie gra połowa składu Critical Defiance. „The Delusional Mystery Of The Self (Part I)” leci u mnie od kilku dni niemal na nieustannym repeacie i nie odpuszcza. Zostałem kompletnie pochłonięty energią bijącą z tego krążka i zachwycony rozbudowanymi konstrukcjami poszczególnych kompozycji. Pewnie, chilijski kwartet nie wymyśla koła na nowo i nie redefiniuje gatunku, to co słyszymy na tym materiale to z grubsza wypadkowa twórczości wczesnego Forbidden i Vio-lence ze zdecydowanym naciskiem na tych pierwszych. Pozornie niechwytliwe kompozycje, naszpikowane specyficznym rytmizowaniem z którego znana jest ekipa dowodzona przez Jima Pittmana. Mnóstwo tu niuansów i smaczków zalanych w przeważnie szybkim, ale nigdy nie przeszarżowanym thrashowym sosem. Maniera wokalisty oraz wszędobylsko szalejący bas mogą budzić skojarzenia ze wspomnianym Vio-lence, choć myślę, że skojarzenia z wielkim Stevem DiGiorgio nie byłyby przesadzone. To co jednak szczególnie urzeka mnie w tym materiale, to to, ze daleki jest on od generyczności, przewidywalności i banalności. Tutaj wszystko jest w punkt. Na pozór jednorodne kompozycje są tu tak zdetalizowane, że w każdej z nich mamy możliwość delektować się czymś innym. Błyskotliwe aranże, świetne solówki, trochę fajnie wplecionych partii akustycznych, dynamizowanie tempa kiedy trzeba, organiczne, pełne brzmienie – słychać, że to nie jest napierdol ani granie bez specjalnej myśli przewodniej. Do tego słuchać w tym graniu ten południowoamerykański pazur nadający całości sznyt szaleństwa. Jest tu się w czym rozsłuchiwać. Nie znajduje w materiałem absolutnie żadnych mankamentów, słabych punktów, czegoś co dałoby mi powód do narzekań. Pewnie – oryginalnością na tle artystów minionych nie grzeszą, a wokal jest jednowymiarowy, ale przecież wiele kultowych wydawnictw thrashmetalowych sprzed ponad trzech dekad cechuje się tym samym. Poza tym, w roku 2021 ze świecą w ręku szukać jakościowych wydawnictw, które śmiało można porównać i postawić obok pierwszych dwóch płyt Forbidden – materiałów, które przecież trudno jest podrobić, odtworzyć, umiejętnie się nimi zainspirować. „The Delusional Mystery Of The Self (Part I)” jest dla mnie takim wydawnictwem – niczym nie ustępującym thrashowym klasykom. Jedynym jej grzechem jest to, że została wydana o dobre 30 lat za późno. Ja nie mam wątpliwości, że drugi pełniak Mental Devastation to tegoroczna, metalowa czołówka, to album, który na pewno dostarczy wiele miło spędzonych odsłuchów wszystkim miłośnikom nieco bardziej skomplikowanego pierdolnięcia. Ja już z niecierpliwością wypatruje przesyłki od Rodrigo, a tymczasem mam zamiar katować „The Delusional Mytery of The Self” do porzygu i jeden dzień dłużej. Takie to jest kurwa dobre!

 

                                                                                                                      Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz