wtorek, 14 grudnia 2021

Recenzja CRYPTAE „Decrepit Collection”

 

CRYPTAE

„Decrepit Collection” (Compilation)

Sentient Ruin Laboratories 2021

Uwielbiam takie schematy, gdy całkowicie mi nieznany zespół potrafi swą muzyką barbarzyńsko przeorać moje zwoje mózgowe, doprowadzając niemal na skraj złośliwych stanów katatonicznych. Nie zdarza się to zbyt często, lecz raz na jakiś czas trafi się materiał, po którego przesłuchaniu czuję się, jakby zjebała się na mnie ciężarówka pustaków. Tak właśnie ma się sprawa z kompilacyjnym krążkiem holenderskiego duetu Cryptae, który na początku września 2021 wydała Sentient Ruin Laboratories. „Decrepit Collection”, bo o nim mowa, zawiera wałki z materiału demo „Cryptae” (2017) i Ep’ki „Vestigial” (2019) i gniecie tak, że szkliwo na zębach pęka. Tak więc muzycznie napotkamy tu pierwotny, surowy, zbliżający się niebezpiecznie do eksperymentalnych rejonów, niekonwencjonalny, niszczący Death Metal oparty na smolistej, zagmatwanej co nieco sekcji rytmicznej (z potwornie gęstymi beczkami, masywnym i chropowatym basem), ołowianych, kakofonicznych, spastycznych, wywracających flaki riffach i w chuj niskim, grobowym, demonicznym growlingu. Straszliwie popaprane, a zarazem wysoce niepokojące to dźwięki, które sprawiają wrażenie chaotycznych, pozornie nieusystematyzowanych, a momentami wręcz typowo improwizowanych, psychotycznych odjazdów, jednak w rzeczywistości są bardzo dobrze wyważone i poukładane, co zapewnia im spójność i jednorodny, zwarty charakter. Materiał ten jawi się więc słuchaczowi jako paskudnie zdeformowany, wykolejony, surrealistyczny, bestialski jazgot. To wynaturzone, miażdżące, dźwiękowe delirium przesycone abstrakcyjną brutalnością, które oszałamia, poniewiera, niszczy, rozrywa na strzępy i niesamowicie tyra beret, ale jednocześnie wciąga w swe miazmatyczne odmęty, hipnotyzuje i uzależnia. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy będzie w stanie przebrnąć przez tę wrzącą zawiesinę nasyconych ciemnością struktur, bo choć poszczególne wałki nie są jakoś wybitnie skomplikowane, to do chropowatego, brzmieniowego prymitywizmu rodem z lo-fi homebrut zdecydowanie trzeba się zaaklimatyzować. Fani wszelakiej ekstremy nie powinni mieć jednak z tym faktem większych problemów, więc polecam im to wydawnictwo z całego, mego, zjebanego serduszka. Przecudnie dewastująca produkcja.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz