środa, 8 grudnia 2021

Recenzja WITHERING WORLDS „The Long Goodbye”

 

WITHERING WORLDS

„The Long Goodbye”

Northern Silence Productions 2021

Debiutancki, pełny album duetu Withering Worlds powstawał przez 7 lat. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że znajduje się tu 7 wałków, to jak łatwo policzyć, wychodzi, że średnio komponowano jeden utwór rocznie. Imponujące tempo nieprawdaż? Cóż, powiadają, że artyście nie należy przeszkadzać, gdy tworzy swoje dzieło, ani zamykać go w czasowych ramach, tyle że w przypadku tej płyty nie dostrzegam tu jakiegoś specjalnego artyzmu, który wpływałby na tak długi czas powstawania tego materiału. „The Long Goodbye” zawiera bowiem 47 minut dobrego, solidnego, klimatycznego Black Metalu z symfoniczno-progresywnym zacięciem i nic ponadto. Fanom gatunku twórczość Withering Worlds przypadnie z pewnością do gustu, ale rzeszy nowych odbiorców zespół swą muzyką raczej do siebie nie przyciągnie. Na krążku tym usłyszymy więcsolidnie grzmiące, zróżnicowane pod względem tempa beczki, które jednak posiadają twarde, nieco syntetyczne, denerwujące niekiedy brzmienie (czyżby automacik?), niezgorzej śmigający basik, bardzo dobre, dopracowane, niekiedy poukładane warstwowo riffy i solowe partie o narracyjnym nierzadko charakterze, oraz uzupełniające  całość: agresywny, jadowity scream i czyste linie wokalne. Wszystko to doprawiono całą masą atmosferycznych dodatków, począwszy od akustycznych miniatur, poprzez melancholijny parapet, partie fortepianu, skrzypiec, ksylofonu, a na orkiestrowych akcentach i eterycznych, niewieścich śpiewach skończywszy. Są chwile, w których zespół potrafi naprawdę siarczyście przyłożyć, ale większość tej płytki wypełnia bujające, atmosferyczne, sentymentalne granie o epickim szlifie, które samo w sobie może i nie jest złe, ale po prostu mnie nie rusza. Najlepszym elementem tej płyty jest niewątpliwie (o czym wspominałem już gdzieś wyżej) praca wiosła. To rzeźbiąca misterne ornamenty gitara, czerpiąca w kilku momentach pełnymi garściami z progresywnych zagonów i malująca wyśmienitymi solówkami wysublimowane, refleksyjne, kontemplacyjno-medytacyjne pasaże dźwiękowe do spółki z klawiszem w zasadzie prowadzą tę produkcję, odpowiadając także w bardzo dużym stopniu za panujący na niej mglisty, marzycielski, melancholijny feeling i uczciwie trzeba przyznać, że instrumenty te robią bardzo dobrą robotę, poniekąd wyciągając tę płytkę z głębokiej, szarej przeciętności i tylko dzięki ich grze mogłem w zasadzie przełknąć te dźwięki bez odruchów wymiotnych. Konkludując zatem: „Długie Pożegnanie” to dla mnie album na góra dwa, trzy odsłuchy. Propozycja wyłącznie dla bezgranicznie i nieszczęśliwie zakochanych w atmosferycznym Black Metalu.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz