czwartek, 16 grudnia 2021

Recenzja Warloghe „Three Angled Void”

 

Warloghe

„Three Angled Void”

Northern Heritage 2021

Nie wiem już sam, ileż to razy wspominałem w swoich tekstach o moim podejściu do black metalu. Nie potrafię jednocześnie zliczyć, ile razy po moim dłuższym, częściowym rozbracie z tym gatunkiem zachwycałem się trującymi owocami zrodzonymi z prawdziwie blackmetalowego łona. I powiem wam że, kurwa, po raz kolejny mam powody do zachwytu a moje młodzieńcze ideały odżywają tak mocno, że patrząc na pobliski kościół odruchowo szukam w kieszeni zapałek. O tym, że na Northern Heritage można polegać jak na Zawiszy wie doskonale każdy, kto śledzi profil tego labelu. Po doskonałym, wydanym całkiem niedawno albumie Helwetti przyszedł czas na trzeci długograj Warloghe. Jaka to jest kosa! Powiem obrazowo. Kiedyś moja babcia robiła w dzbanuszku tak zwaną esencję herbacianą, którą następnie rozlewała do szklanek robiąc gościom herbatę. Sama esencja była na tyle silna, że nie sposób było jej przełknąć. Była obrzydliwie gorzka, bardzo gęsta i intensywna w smaku. Warloghe jest właśnie takim muzycznym ekstraktem ze wszystkiego, co w black metalu najlepsze, tego co na początku lat dziewięćdziesiątych stanowiło o sile gatunku. I tak samo jak wspomniana babcina esencja dla wielu będzie to materiał nie do przełknięcia. „Three Angled Void” jest bowiem zaprzeczeniem nowomodnym trendom. Ten krążek jest na wskroś oldschoolowy, rozpoczynając od maksymalnie surowego, organicznego brzmienia, pełnego niedociągnięć i całkowicie zachwaszczonego, poprzez pełne pierwotnej agresji i nienawiści do światła kompozycji, z których aż bije lodowaty, fiński sznyt, a na niesamowicie intensywnych, szorstkich jak papier ścierny wokalizach kończąc. Warloghe kultywują staroszkolnym tradycjom sięgającym czasów, w których Darkthrone zszokował wszystkich prostotą i minimalizmem „A Blaze In the Northern Sky” a Grishnackh wywrzeszczał na debiucie Burzum chyba najbardziej bezkompromisowe względem ludzkiego gardła wokale. Kto zna poprzednie materiały autorstwa Tyrannusa, ten doskonale zdaje sobie sprawę, że można od tego człowieka oczekiwać muzyki zakorzenionej właśnie w wymienionych przed chwilą klasykach. Utwory które słyszymy na „Three Angled Void” w większości pochodzą sprzed dwudziestu lat, lecz zarejestrowane zostały dopiero w pierwszej połowie obecnego roku. Natomiast wieńczący całość „Singularities Descend” dokończony został dosłownie w ostatniej chwili i jest to kompozycja najbardziej melodyjna, w pewnym momencie kojarząca się niemal dosłownie z naszą rodzimą Mgłą. Warto było czekać na ten materiał i powiem, że jeśli gdzieś tam, w fińskiej ziemi leżą jeszcze zakopane klejnoty pokroju Helwetti czy właśnie „Three Angled Void”, to mam nadzieję, że Mikko je czym prędzej odkopie. Właśnie w takim black metalu zakochałem się trzydzieści lat temu i taki black metal szanuję najbardziej. Kto nie ma tej płyty na półce ten jest pozer jebany i nie ma prawa mienić się fanem black metalu. Absolutny ścisły top tego roku!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz