GHOST BATH
„Self Loather”
Northern Silence Productions 2021
Do
czwartego, pełnego albumu amerykańskiego Ghost Bath przyciągnęła mnie przede
wszystkim okładka tego albumu, na potrzeby której wykorzystano zajebisty obraz
Zdzisława Beksińskiego. Patrząc tylko na front cover tej płyty, człowiek ma
ochotę zadać sobie ból czymś ostrym, lub ewentualnie sprawdzić teorię o
zabójczych właściwościach szarego mydła. Zawartość muzyczna krążka
zobrazowanego taką grafiką nie może być zatem w najmniejszym nawet stopniu optymistyczna,
czy choćby neutralna. Tu nie może wedrzeć się najmniejszy promyczek nadziei.
Dźwięki te muszą być depresyjne i ponure, emanować smutkiem, nieszczęściem,
wstrętem do samego siebie, bezgraniczną rozpaczą, alienacją i beznadziejnością
ludzkiej egzystencji. Wierzcie mi, lub nie, ale wszystkie te mroczne wibracje
wypełniają po brzegi same ten krążek, a ja po jego kilkukrotnym z rzędu
przesłuchaniu niemal miałem ochotę wyskoczyć przez okno. Na produkcji tej
królują bowiem zimne, klimatyczne, nasycone ciemnością, mizantropią i
melancholijnymi melodiami, Post-Black Metalowe riffy o ostrych niczym brzytwa
krawędziach, na których spoczywa główny ciężar tworzenia sugestywnego,
wisielczego klimatu tej płyty, dosyć ciężka, zagęszczona sekcja z ziarnistym
basem o metalicznym posmaku i przygnębiające, posępne, histeryczne momentami,
psychotyczne wokale o demonicznym szlifie. Te czarne, samobójcze do pewnego
stopnia pejzaże dźwiękowe wyśmienicie uzupełniają tu neoklasyczne w swym
wyrazie partie pianina i umiejętnie zastosowane klawisze, które potęgują
jeszcze bardziej obezwładniającą atmosferę odrzucenia, ocierającą się wręcz
chwilami o rozszczepienie osobowości. Nie jest to muzyka przystępna i łatwa w
odbiorze, „Wstręt do Siebie” okrutnie tyra łepetynę i może powodować stany
lękowe (zwłaszcza u osób będących akurat na życiowym zakręcie). Słychać, że na
muzykach Ghost Bath wyraźne piętno odcisnęła szwedzka Katatonia, choć odnajdziemy
tu także pewne inspiracje twórczością Agalloch, Silencer, Autumnblaze, czy też
Forgotten Tomb. Wszyscy miłośnicy pogrążonej w depresji, czarnej, muzycznej
melancholii przy „Self…” nie raz zmoczą sobie galoty. Choć Post-Black Metal nie
należy do moich ulubionych gatunków, to szczerze muszę przyznać, że czwarta
produkcja zespołu z Północnej Dakoty zrobiła na mnie spore wrażenie. Nie jest
to materiał, który spowodowałby, że nagle pokocham ten styl, czy też zostanę
fanem grupy zza wielkiej kałuży, jednak obiektywnie rzecz biorąc, tych pięciu
kolesi wysmażyło wyśmienity w swej klasie album, który potrafi oszołomić i
posłać na deski z pokrwawionymi nadgarstkami.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz