środa, 15 grudnia 2021

Recenzja GHOST BATH „Self Loather”

 

GHOST BATH

„Self Loather”

Northern Silence Productions 2021

Do czwartego, pełnego albumu amerykańskiego Ghost Bath przyciągnęła mnie przede wszystkim okładka tego albumu, na potrzeby której wykorzystano zajebisty obraz Zdzisława Beksińskiego. Patrząc tylko na front cover tej płyty, człowiek ma ochotę zadać sobie ból czymś ostrym, lub ewentualnie sprawdzić teorię o zabójczych właściwościach szarego mydła. Zawartość muzyczna krążka zobrazowanego taką grafiką nie może być zatem w najmniejszym nawet stopniu optymistyczna, czy choćby neutralna. Tu nie może wedrzeć się najmniejszy promyczek nadziei. Dźwięki te muszą być depresyjne i ponure, emanować smutkiem, nieszczęściem, wstrętem do samego siebie, bezgraniczną rozpaczą, alienacją i beznadziejnością ludzkiej egzystencji. Wierzcie mi, lub nie, ale wszystkie te mroczne wibracje wypełniają po brzegi same ten krążek, a ja po jego kilkukrotnym z rzędu przesłuchaniu niemal miałem ochotę wyskoczyć przez okno. Na produkcji tej królują bowiem zimne, klimatyczne, nasycone ciemnością, mizantropią i melancholijnymi melodiami, Post-Black Metalowe riffy o ostrych niczym brzytwa krawędziach, na których spoczywa główny ciężar tworzenia sugestywnego, wisielczego klimatu tej płyty, dosyć ciężka, zagęszczona sekcja z ziarnistym basem o metalicznym posmaku i przygnębiające, posępne, histeryczne momentami, psychotyczne wokale o demonicznym szlifie. Te czarne, samobójcze do pewnego stopnia pejzaże dźwiękowe wyśmienicie uzupełniają tu neoklasyczne w swym wyrazie partie pianina i umiejętnie zastosowane klawisze, które potęgują jeszcze bardziej obezwładniającą atmosferę odrzucenia, ocierającą się wręcz chwilami o rozszczepienie osobowości. Nie jest to muzyka przystępna i łatwa w odbiorze, „Wstręt do Siebie” okrutnie tyra łepetynę i może powodować stany lękowe (zwłaszcza u osób będących akurat na życiowym zakręcie). Słychać, że na muzykach Ghost Bath wyraźne piętno odcisnęła szwedzka Katatonia, choć odnajdziemy tu także pewne inspiracje twórczością Agalloch, Silencer, Autumnblaze, czy też Forgotten Tomb. Wszyscy miłośnicy pogrążonej w depresji, czarnej, muzycznej melancholii przy „Self…” nie raz zmoczą sobie galoty. Choć Post-Black Metal nie należy do moich ulubionych gatunków, to szczerze muszę przyznać, że czwarta produkcja zespołu z Północnej Dakoty zrobiła na mnie spore wrażenie. Nie jest to materiał, który spowodowałby, że nagle pokocham ten styl, czy też zostanę fanem grupy zza wielkiej kałuży, jednak obiektywnie rzecz biorąc, tych pięciu kolesi wysmażyło wyśmienity w swej klasie album, który potrafi oszołomić i posłać na deski z pokrwawionymi nadgarstkami.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz