niedziela, 12 grudnia 2021

Recenzja HADIT „With Ardour and Joy Through the Incommensurable Path”

 

HADIT

„With Ardour and Joy Through the Incommensurable Path”

Terror from Hell Records 2021

Wydana w 2015 roku Ep’ka włoskiego duetu zatytułowana „Introspective Contemplation of the Microcosmus” nie wywołała u mnie zachwytu, delikatnie rzecz biorąc. Był to obsypany dosyć sowicie gruzem, ciężki, jednak mało lotny i nudnawy Death/Black Metal z okazjonalnymi tylko przebłyskami bardziej interesującego grania. Od tamtej produkcji minęło sześć lat i na początku maja 2021, pod banderą Terror from Hell Records ukazał się ich pierwszy album długogrający. Po kilkukrotnym przesłuchaniu tego materiału z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że to propozycja zdecydowanie lepsza, niż ta sprzed sześciu lat, niektóre wałki brutalnie posłały mnie na deski, wgniatając twarz w podłoże, ale mimo to płytka ta, jako całość jeszcze do końca mnie nie przekonuje. Sporo co prawda na nowej propozycji Hadit miażdżącego, w chuj ciężkiego Death/Doom Metalowego grania opartego na masywnych, zagęszczonych bębnach, tłustych, smolistych, poniewierających okrutnie liniach basu, rozrywających, dosyć złożonych, gniotących brutalnie riffach i nawiedzonych z lekka, naznaczonych okultyzmem wokalach. Spotkamy tu również chore, rytualne dysonanse i potężne, atonalne akordy, które zarówno hipnotyzują, jak i budują ceremonialny, mroczny, niepokojący, momentami prawie modlitewny klimat tego krążka. Podobną rolę odgrywają tu także nielicho popaprane, mocniej zakręcone, łamiące rytmy partie, ocierające się chwilami o szeroko pojęte granie z progresywnym szlifem. Prócz tych totalnie dewastujących, bezlitośnie orających czaszkę, przesiąkniętych śmiercią struktur przewijają się także na tym materiale (nad czym niestety trochę boleję) siarczyste i jadowite, ale zdecydowanie zbyt proste, Black Metalowe elementy, które same w sobie są naprawdę dobre, ale niestety, ni cholery nie kleją mi się z przecudnej urody, lepkim, mistycznym, podsypanym gruzem Metalem Śmierci, jaki w większości wypełnia tę produkcję (choć równocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że część z Was uzna te fragmenty czarciej surowizny za wysoce pożądane urozmaicenie tego krążka). Jeżeli chodzi o brzmienie, to trudno tej płytce cos zarzucić. Dźwięk jest brutalny, gęsty, skondensowany i nasycony ciemnością, a zarazem wystarczająco selektywny i organiczny, aby każdy instrument rzeźbił wyraziście, a odsłuch nie stanowił jakichś większych problemów. Mimo tego, że mam pewne zastrzeżenia do tego albumu, to im dłużej go słucham, tym bardziej mi się on podoba, a owe zastrzeżenia schodzą na dalszy plan, więc zapewne kupię sobie tę płytkę, choć z pewnością nie będzie ona zakupem priorytetowym. Jako że w muzyce Hadit progres jest zdecydowanie słyszalny, to liczę na to, że następna ich produkcja rozjebie mnie już po całości i bez pierdolenia. Innej kurwa opcji nie widzę.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz