piątek, 24 grudnia 2021

Recenzja THRONEUM „Morbid Death Tales”

 

THRONEUM

Morbid Death Tales” (Re-Issue)

Old Temple 2021

Eryk z Old Temple już jakiś czas temu zabrał się za wznowienia niektórych płyt i chwała mu za to. Przeważająca większość z nich, to albumy już wyprzedane, inne są trudno dostępne w naszym kurwidołku, a co za tym idzie, trzeba wywalić z portfela dużą kapustę, aby je zdobyć, a jeszcze inne po prostu mu się podobają i chuj. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że jego nierzadko wyciągnięte z niebytu wersje są bardzo staranie wydane, a poza tym daje niejako drugie (bądź kolejne) życie takim materiałom, że klękajcie narody. Jednym z nich jest siódmy album bluźnierców z Bytomia pierwotnie wydany w 2016 roku przez Hells Headbangers. Ogromnym plusem tegorocznej edycji „Morbid Death Tales” jest niewątpliwie to, że nic nie mieszano przy brzmieniu tej płytki, a m.in. to ten charakterystyczny, pierwotnie surowy, diaboliczny, w chuj bluźnierczy sound robi tu zajebistą robotę. A co z samą muzyką? Cóż, kto zna Throneum, ten wie (a kto nie zna, to niech se pozna, zamiast czytać recenzje) czego się spodziewać. Podobnie, jak na każdej ich produkcji, także i tutaj obcujemy z korzennym, dzikim, nieokiełznanym, barbarzyńskim, poniewierającym okrutnie Death Metalem, którego zapewne sam Diabeł chętnie słucha w piekle, z radości machając przy tym ogonkiem. Tak więc beczki napierdalają tu konkretnie, miażdżąc i okrutnie poniewierając słuchaczem, gruby, chropowaty, wywracający wnętrzności bas rozpierdala w cztery dupy, riffy patroszą brutalnie i bezpardonowo, a wokale to iście bestialskie wyziewy z szatańskiej odbytnicy. No i jak tu w pizdę nie kochać takiego bezkompromisowego ze wszech miar, chorego, smolistego, przepełnionego mrokiem, korzennego Śmierć Metalowego napierdolu starej szkoły? Się kurwa nie da i basta! Choć znam tę płytkę doskonale, to nawet odsłuch po kilku latach od czasu jej wydania zrobił mi z dupy sashimi. Kończąc więc to słowo na niedzielę: ci, którzy mienią się fanami Old School Death Metalu, a jeszcze nie mają „Morbid Death Tales”, niech pędem uderzają do Eryka i kupują ten bluźnierczy materiał, ci, którzy mają pierwsze bicie, również mogą zakupić reedycję, wszak na pewno nie mają tego krążka wytłoczonego na złotym dysku, a tym, którzy mają już obie wersje, pozostaje tylko machać dynią dla Szatana (tylko napierdalać ofiarnie, nie oszczędzać się).



Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz