czwartek, 30 grudnia 2021

Recenzja FUNERAL MIST „Deiform”

 

FUNERAL MIST

Deiform”

Norma Evangelium Diaboli 2021

Funeral Mist jak i również pana, który stoi za tym projektem, specjalnie nikomu przedstawiać chyba nie trzeba. Znaczy bowiem teren metalowej sztuki swoją osobą od bardzo dawna. Chcąc go zaznaczyć po raz kolejny, Daniel Rostén powraca z nowym albumem. Robi to siedemnastego grudnia tuż przed ulubionymi przez prawie wszystkich Polaków świętami. Jak dla mnie to bardziej odpowiedniego momentu nie mógł sobie wybrać gdyż materiał ten jest niczym panzerfaust wymierzony w kierunku całego chrześcijańskiego świata i mam nadzieję, że nie tylko chrześcijańskiego. Misterium bo tak trzeba nazwać to wydawnictwo, zaczyna się spokojnym podkładem z gitar i perkusji, którym wtórują chóralne zaśpiewy, przygotowujące słuchaczy na wojnę. Podniosła atmosfera wstępu mówi nam, że walka jaką będziemy musieli tutaj stoczyć, będzie miała charakter wręcz rytualny. Po wspomnianym preludium pierwszy utwór przeradza się w istny armagedon. Triggery wraz z basem oraz z ostrymi i zarazem totalnie twardymi gitarami, zmiatają nas z powierzchni niczym tsunami. Wściekłe i złowrogie wokalizy nie pozwalają nam zapomnieć o tym, że to nie żaden żart. Tu wszystko dzieje się na poważnie. Zawierucha pod koniec się uspokaja, powracają podniosłe głosy chyba tylko po to aby na chwilę uspokoić słuchacza. Wraz z kolejnym wałkiem wraca machina wojenna ze zdwojoną siłą. Bezpardonowy początek rozrywa nasze zmysły, katując nas swoją intensywnością. Oszalałe gitary w zastraszającym tempie wygrywają swoje melodie. Nie wiem czy to za pomocą gitar czy też sampli pojawiają się oszałamiające dźwięki, przypominające świszczące koło uszu kule. Trzeci numer kontynuuje zniszczenie, ale uwaga! Pojawia się tutaj motyw, który ewidentnie przypomina naszą Mgłę. Wsłuchajcie się dobrze. Chwilę oddechu przynosi numer tytułowy. Jest wyraźnie wolniejszy o lekko refleksyjnym wydźwięku, ale nie oznacza to, że jest miękko. Ostra ściana dźwięku nie zamienia się w miękką papkę, jest po prostu spokojniejsza. Gniecie jednak niemiłosiernie. Na koniec wraca wichura. Zamyka nas i nie chce puścić. To istna zamieć śnieżna. Widać tylko biel, która tnie nasze komórki i przy okazji cały „religijny” świat. Tak Panie i Panowie to jest wojna! Brzmienie jest gęste niczym smoła. Struktura utworów podana jest w sposób nieoczywisty. Aby ją zrozumieć trzeba dobrze się wsłuchać. Dźwięki poszczególnych sekcji przeplatają się wzajemnie, tworząc przy tym dość skomplikowaną strukturę. Kompozytor tego dzieła, bez dwóch zdań ma głowę na karku.„Deiform” to muzyka wojenna, okraszona kilkoma przerywnikami i sprytnie umieszczonymi samplami, które mają za zadanie, nadać jej wymiar sakralny. I to się doskonale twórcy udaje. Rzadko można obcować z tak szybko i bezkompromisowo odegranym black metalem, który jednocześnie niósłby ze sobą niemalże religijne uniesienie. Ech ta Skandynawia.



shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz